- Nie jestem mistrzynią w stylu klasycznym. To jest właśnie takie maleństwo, które przed zakończeniem mojej przygody z nartami chciałabym spełnić - powiedziała w rozmowie z RMF FM. - Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie ciężko, ale kiedy nie było - dodała. Edyta Sienkiewicz: Na początku maja rozpoczniesz przygotowania do kolejnego sezonu. Czy wprowadzacie jakieś zmiany? Justyna Kowalczyk: - Na pewno w tym sezonie przygotowawczym - od samego początku - będzie jeździł z nami Maciek Kreczmer. W ubiegłym sezonie to było tylko na zasadzie kilku pomysłów. Jeżeli chodzi o obozy, to niewiele się zmienia. Jeżeli chodzi o przygotowania, to za wcześnie, by o tym mówić. Na pewno pierwszy obóz będzie inny niż zwykle. Wszystko będzie zależało od tego, jak będę się czuła, jak pozrastają się zoperowane miejsca. Na pewno po tym, co zobaczyliśmy w tym sezonie, niektóre rzeczy będziemy bardziej akcentować, niektóre odpuścimy. Znajdziemy priorytety na kolejny sezon. Od tego też będzie zależało to, co będziemy robić w okresie przygotowawczym. Na razie najważniejsze jest to, żebym jak najszybciej wyzdrowiała. A poza Maćkiem Kreczmerem będą jakieś zmiany w sztabie szkoleniowym? Bo w ubiegłym sezonie wspominaliście o braku masażysty. - Już do Ramsau pojedzie z nami chłopak, na imię ma Kuba. Zobaczymy, jak współpraca będzie się układać. Ale to, żeby był z nami masażysta, jest bardzo ważne, widać to zwłaszcza po ostatnich kontuzjach. Potrzebujemy osoby, która będzie trzymała rękę na pulsie, zareaguje od razu. A my sportowcy już tak mamy, że jak boli, to boli, kiedyś i tak przestanie. Nie zwracamy na to uwagi do momentu aż nie jest to taki problem, że trzeba coś z tym zrobić. Dlatego bardzo chcemy, żeby jeździł z nami fizjoterapeuta. Tylko musimy znaleźć odpowiednią osobę. To jest bardzo duże wyrzeczenie, ciągle jest się poza domem. Zapłata nie jest za to ogromna. Trzeba lubić ciepło, zimno i wszystko inne (śmiech). Być odpornym na presję. Szukamy takiej osoby, mam nadzieję, że w tym sezonie znajdziemy. Czekają nas dwa bardzo ważne sezony, więc mam nadzieję, że dojdzie kolejna osoba do naszego teamu, i będziemy tworzyć zgraną ekipę. Nie boisz się tej strasznej harówy? Ten balon oczekiwań pewnie znowu będzie napompowany do granic możliwości. Są mistrzostwa świata, Tour de Ski. - Tak, ja sama odczuwam dużą presję przed tym sezonem. Bardzo, bardzo chce być - jeżeli chodzi o styl klasyczny na mistrzostwach świata - na swoim najwyższym sportowym poziomie. A przygotowanie do stylu klasycznego wymaga bardzo wielu treningów biegowych, siłowych. Te przygotowania są bardzo trudne, więc wiem, że będzie ciężko, ale kiedy nie było? (śmiech) No właśnie. Jesteś mistrzynią świata w stylu dowolnym, ale nie w stylu klasycznym. Taki paradoks, bo to właśnie ten drugi styl jest twoim ulubionym. - Dokładnie, jestem mistrzynią świata w stylu dowolnym, jestem mistrzynią świata w biegu łączonym, ale to się liczy jak dowolny, bo finisz i najważniejsze kilometry, biega się stylem dowolnym. Nie jestem mistrzynią w stylu klasycznym i to jest właśnie takie maleństwo, które przed zakończeniem mojej przygody z nartami, chciałabym spełnić. W Val di Fiemme są naprawdę fajne trasy, fajny finisz. Lubię tam biegać, więc chciałabym wykorzystać wszystkie swoje możliwości, żeby przygotować się do mistrzostw świata w 100 procentach. Nie mówmy już o ciężkiej pracy, pomówmy o przyjemnościach. W tym roku znowu zostałaś obsypana nagrodami - Wiktor, Kobieta Roku, Sportowiec Roku. Jest tego tak dużo, że nie jestem w stanie policzyć. Jak ty do tego podchodzisz? - Takie nagrody sprawiają przyjemność. To znaczy, że ktoś docenia moją pracę, mojego trenera, całego sztabu. Mam w sobie taką nutkę nostalgii, że jeszcze parę lat temu niewiele osób wiedziało, co to są biegi narciarskie, niewiele osób nas kojarzyło. Teraz - przez to, że zdobywam medale, choć pracuje na to cały zespół - dostaję takie nagrody. To jest bardzo miłe. Najmilsze jest jednak to, że kiedy podróżuje się po Polsce, to widzę, że ludzie chodzą sobie na nartach. To jest najprzyjemniejsze w tym wszystkim. Te wyniki przełożyły się na twoją ogromną popularność. Czy ktoś kiedyś powiedział ci, że woda sodowa uderzyła ci do głowy? - Takie rzeczy się zdarzały. Na przykład, kiedy nie mogłam gdzieś przyjechać. Nie przyjeżdżałam nie dlatego, że nie chciałam, po prostu nie mogłam. Często muszę odmawiać, bo po prostu nie mam czasu. A poza tym nie chcę budować swojego nazwiska w programach telewizyjnych, nie chcę tego typu sławy. Na razie jestem dobrym sportowcem i z tego się cieszę. Chcę, żeby ktoś mnie kojarzył, bo biegam na nartach, promuję ten sport, że staram się pomagać innym. Nie chcę, żeby ktoś mnie kojarzył z programów rozrywkowych, to nie jest mi potrzebne. A propos twojego charakteru, budowania nazwiska. W tym sezonie natknęłam się na informację, że zatrudniłaś specjalistę od wizerunku. Szalenie mnie to rozbawiło. - Mnie też, podobno w tym roku dobrze popracował (śmiech). Jeżeli będę kogoś potrzebowała, to zdecydowanie poproszę o jeszcze jednego serwismana, a nie speca od wizerunku. Nie potrzebuję takiej osoby. Ale to miłe, że ktoś zauważył, że wszystko jest w porządku (śmiech). Jedną rzeczą, z którą chciałam wyjść naprzeciw, i myślę, że to jest takie najbardziej szczerze, to te kilka zdań ode mnie na blogu. Skąd w ogóle taki pomysł? Jak ty to traktujesz? - Pomysł zrodził się pół roku temu. Na początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, bo wiadomo jak jest z moją systematycznością. Bałam się, że powiem, że będę pisać, a potem nie będę tego robić. Jest dobrze, jesteś bardzo systematyczna. - Staram się. Nie lubię robić czegoś, czego nie jestem pewna, że będę w stanie zrobić. Ale później sobie pomyślałam, że tyle rzeczy mówi się na mój temat, wyrywa z kontekstu. A tak, jak ja coś napiszę, nikt nie będzie wyrywał z kontekstu, bo jest czarno na białym - zrobiłam to ja, tylko ja. To jest moje postrzeganie świata. Myślę, że mam tak wielu kibiców w Polsce, że im się to po prostu należy, żeby przeczytali o Justynie coś prawdziwego, a nie coś, co ktoś tam sobie skleci. W tym roku główną imprezą sportową w Polsce jest Euro 2012. Ty jesteś fanką piłki nożnej? Będziesz oglądać mecze reprezentacji? - Nie jestem wielką fanką piłki nożnej, chyba jestem w kobiecej większości (śmiech). Ale oczywiście mecze naszej reprezentacji na Euro będę oglądać. W tym czasie nie będzie mnie w Polsce, będę w górach we Włoszech. Na pewno będę trzymać kciuki i kibicować. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, że piłkarze wykonają ten plan, który sobie założyli. Odnośnie samej imprezy, to jest świetna sprawa. Dzięki tej imprezie Polska bardzo się zmienia - drogi, stadiony. Ja ciągle wyjeżdżam, widzę te zmiany. One są super, niezależnie od wyników sportowych. To może ten udany Puchar Świata w Szklarskiej Porębie przełoży się na to, że ktoś zbuduje dla Ciebie porządną trasę nartorolkową? - Bardzo bym chciała, ale dla mnie już pewnie nie zdąży. Chciałabym pomóc, bo mamy dużo dzieciaków, które chcą biegać na nartach. Niestety, te dzieci wychodzą na treningi na asfalt, gdzie jeżdżą tiry, auta. Dzieci nie mają dobrego sprzętu, bo skąd? Nie mają dobrej techniki, dlatego nie powinno ich tam być. Bardzo bym chciała, żeby powstała taka trasa właśnie dla nich. Niedawno do sportu wróciła po dwuletniej dyskwalifikacji Kornelia Marek. Podczas mistrzostw Polski zdobyła aż trzy medale. Mówiła, że to właśnie ty byłaś tą osobą, która ją wspierała. Ona zasługuje na drugą szansę? - Starałam się. Oczywiście nigdy nie popierałam tego, co "Kola" zrobiła, ale zapłaciła wielką cenę. Dlatego uważam, że powinna dostać drugą szansę. Wiem, że ciężko pracowała, bo widziałyśmy się kilka razy. Jeżeli moje słowo jest dla niej wsparciem, to bardzo mi miło. Czasem pisałyśmy smsy. Wiem, że dobrze zrobiłam, pokazały to mistrzostwa Polski. Ona jest potrzebna reprezentacji? - Według mnie jest bardzo potrzebna reprezentacji. Ma charakter, jest bardzo ambitna. Jest potrzebna, żeby pociągnąć inne dziewczyny. Kowalczyk dla RMF FM