- Faktycznie trasa tego biegu była iście królewska, dookoła zamku, ale o tym można pomyśleć dopiero przy dekoracji, ponieważ w czasie rywalizacji nie widzimy nic poza torem. A o obecności króla w ogóle nie wiedziałyśmy. Spotkanie z nim jednak to pewna przyjemność i bonus - powiedziała Justyna Kowalczyk. Wyjaśniła, że "w dalszym ciągu jest lekko chora, ale musi wytrzymać do końca sezonu". - Dzisiaj trochę niewłaściwie dobraliśmy narty, ale drugie miejsce jest znakomite - podkreśliła. Przegrała tylko z reprezentantką gospodarzy Anną Olsson, a trzecia była trzykrotna mistrzyni olimpijska z Vancouver Norweżka Marit Bjoergen. Olsson powiedziała, że Justyna była bardzo silna. - Była motorem finału i narzucała takie tempo, że ledwo dawałam radę dotrzymać jej kroku. Ale udało się. Bardzo się z tego cieszę, lecz również z tego, że Justyna triumfowała w klasyfikacji Pucharu Świata. Należało się jej to. To był jej sezon - przyznała. Trzecia na mecie Marit Bjoergen uznała tę lokatę za sukces. - Miałam kłopoty na starcie finału i nie mogłam wypracować dobrej pozycji - wyjaśniła. Norweżka dodała, że jej dzień nadejdzie w niedzielę w Falun. - Mam wtedy urodziny. Skończę 30 lat, ale co to za wiek. Olimpiada w Soczi. Już o niej myślę - przyznała. Ceremonię dekoracji spiker zawodów określił następująco: - Te wszystkie dziewczyny mają pełne ręce medali i gdyby je teraz założyły, mogłyby uszkodzić sobie szyje. Ze Sztokholmu biegaczki przeniosą się do Falun, gdzie od piątku do niedzieli wystąpią w trzech zawodach kończących sezon. Każde zwycięstwo - 50 pucharowych punktów. Zwycięstwo w finałowym cyklu warte jest 200 pkt dodatkowo. Walka o miejsca w czołówce toczy się jednak wyłącznie za plecami Kowalczyk - Polka zapewniła sobie już wcześniej trzy "Kryształowe Kule": za triumf w klasyfikacji generalnej oraz za zwycięstwa w sprintach i na dystansach.