W sobotę o godzinie 15 w Falun rozpocznie się bieg łączony składający się z dwóch części po pięć kilometrów, jedna stylem klasycznym, druga krokiem łyżwowym. Na mistrzostwach świata na pięciokilometrowym dystansie w czasie biegu sztafetowego Kowalczyk osiągnęła znakomity wynik. "Tutaj na pewno nie będzie tak, jak w Libercu. Gdybym pierwsze 5 kilometrów klasykiem pobiegła jak wtedy, to do mety dotarłabym na 30. miejscu" - powiedziała Polka, cytowana przez "Sport". "Trzeba będzie bardzo mądrze rozegrać ten start, nie robić żadnych nerwowych ruchów. Zapewne znów będziemy biegły wszystkie razem. Premie bonusowe rozmieszczone na trasie będą mogły wprowadzać szarpane tempo, czego ja nie lubię. To jest tylko 10 km i moje doświadczenie podpowiada mi, że trudno jednak będzie odskoczyć. Trzeba się będzie trzymać czołówki, a pod koniec atakować. Wydaje mi się, że Petra Majdić będzie miała podobną taktykę" - dodała. Kowalczyk jak zwykle jest skromna i nie zapowiada, że wygra. "Ja nie jestem politykiem, żeby mówić z całą pewnością o czymś, co jest mało realne albo niepewne. Staram się więc nie oceniać szans, tylko walczyć" - tak to tłumaczy. Ostatnie dwa biegi sezonu będą walką ramię w ramię. Czy to odpowiada zawodniczce z Kasiny Wielkiej? "To zależy od formy. Kiedy jestem w najwyższej dyspozycji, to wolę biegać w grupie. Wtedy widzę wszystko co się dzieje wokół mnie, a ostatni podbieg należy do mnie. Kiedy zaś forma jest słabsza, wolę rywalizację sam na sam. Wtedy bowiem nie ma tej nerwowości i łatwiej rozkładać siły. Organizatorzy zawodów nigdy jednak się mnie na pytają. Biegnę więc tak, jak jest zaplanowane" - powiedziała Kowalczyk.