Po czterech kilometrach słynna Norweżka traciła do Polki aż dziewięć sekund. Najwyraźniej dowiedziała się o tym od przedstawicieli swego teamu i próbując ratować sytuację, gwałtownie przyspieszyła. Przyspieszyła aż za bardzo. Norweżce udało się po sześciu kilometrach wyprzedzić Justynę Kowalczyk i to o cztery sekundy, czyli na długości jednego kilometra nadrobiła aż 13 sekund do Polki (po pięciu km traciła do naszej biegaczki 9.1 sekundy)! To szarpnięcie przypłaciła utratą energii. Na kolejnym odcinku pomiarowym, po 7.9 km, okazało się, że Marit opadła z sił i straciła do "Królowej Nart" 21 sekund, czyli w sumie pobiegła wolniej ten odcinek aż o 25 sekund! Ten ósmy kilometr powalił Marit z nóg! Na pewno Justynie pomógł fakt, że ostatecznie FIS zdecydował się, że na dystansie 10 km zawodniczki pokonają nie tylko łatwiejszą czerwoną pętlę, ale też trudniejszą, z ostrym podbiegiem - niebieską! Z tej historii morał jest taki, że nie warto za wszelką cenę próbować dotrzymać kroku Justynie Kowalczyk! Gdyby Marit Bjoergen biegła swoim tempem, pewnie miałaby srebrny, albo brązowy medal, a nie piąte miejsce.