Miał rację trener Justyny Aleksander Wierietielny, nazywając tłumaczenia organizatorów czystym idiotyzmem. To sprawa oczywista, że brakiem śniegu można uzasadniać działanie odwrotne - redukcję biegów stylem dowolnym, a nie tych klasykiem. Wystarczyło obejrzeć sobotnie zmagania biathlonistów na Veltins Arenie w Gelsenkirchen, by zrozumieć, jak ciężko wyprzedzić jadąc "łyżwą" na torze o szerokości 3-4 metrów. Stylem klasycznym nie stanowiłoby to żadnego problemu. Wierietielny, krytykując organizatorów, używał ostrej amunicji. "To skandal, trzeba było zrobić coś, żeby wyeliminować Kowalczyk z walki o kolejne zwycięstwo, więc zrobili to" - mówił, nazywając TdS "ukartowanym spektaklem". Najmocniej trener naszej "Królowej Nart" strzelał jednak w Radiu Zet: "Na mistrzostwach świata w Oslo była kombinacja norweska - narty z inhalatorem. Teraz mamy inną kombinację norweską - pięć razy styl dowolny i dwa razy klasyczny." Te strzały były wymierzone rzecz jasna w Marit Bjoergen, która zasłaniając się chorobą astmatyczną załatwiła sobie zgodę na zażywanie leków zawierających niedozwolone - z punktu widzenia walki z dopingiem - substancje. W całym zamieszaniu uderzyły mnie dwie refleksje. Oto Polska, mając najlepszą narciarkę biegową świata ostatnich pięciu lat (cztery wygrane klasyfikacje generalne Pucharu Świata w tym okresie) przegrywa z kretesem z lobbingiem norweskim batalię o zasady rozgrywania prestiżowego Tour de Ski. Norwegowie - Oslo, są konkurentami Polski - Krakowa w zabiegach o organizację zimowych igrzysk w 2022 roku. Wcześniej dyplomatyczne fiasko ponosiliśmy z kandydaturą Zakopanego na organizację mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Jakoś trudno znaleźć mi krzepiący argument, dla którego ten najbardziej prestiżowy wyścig - o igrzyska mielibyśmy wygrać, skoro dotychczas robią z nami co chcą. Drugim niepokojącym aspektem jest nagła, nieplanowana zmiana planów obozu Justyny na 40 dni przed igrzyskami. Argumentacja Wierietielnego jest logiczna: "Jedziemy w góry, tam się lepiej przygotujemy niż na tych krótkich biegach. To już nie jest Tour de Ski, tylko Tour de Skate i Tour de Sprint. My do sprintu się nie przygotowujemy, my szykujemy się do dłuższych biegów w Soczi". Problem w tym, że nawet najlepiej zorganizowane w górach przygotowania, nie wyzwolą adrenaliny związanej z rywalizacją podczas zawodów, nawet tych w skróconej formie, jakie miałaby Kowalczyk na Tour de Ski. Z drugiej strony jednak, zabranie satysfakcji Marit Bjoergen z ewentualnego pokonania Justyny- mistrzyni Tour de Ski na tych właśnie zawodach, oznacza odebranie rywalki orężu przed tym, co w tym sezonie liczy się najbardziej - Soczi 2014.