Nasza mistrzyni przyznała się w wywiadzie, że ma poważne problemy pozasportowe i dopadła ją depresja. - Od ponad roku mam zdiagnozowane stany depresyjne. To jest mój bieg o życie - powiedziała czołowa biegaczka narciarska świata. Mistrzyni olimpijska z Soczi zdradziła, że podczas wielu zawodów Pucharu Świata nie mogła zasnąć do czwartej nad ranem. - Udawałam, że jest najnormalniej na świecie: że są treningi, starty, a ja jestem jak zawsze kąśliwa. Depresja sprawiła, że Kowalczyk przerwała "urlop" od ciężkich treningów, który miał trwać do sierpnia i już zaczyna zgrupowanie. - Skoro wszystko inne mi się w życiu sypie, to skupię się na sporcie - podkreśla. - Mam już dość udawania i kłamstw. Wracam teraz do treningów wcześniej, niż zakładałam, bo chcę złapać się tego, co jest dla mnie pewne, jasne. Justyna Kowalczyk mówi, że coraz trudniej jest ukrywać, że jest silną dziewczyną, która nie ma żadnych problemów. - Na początku maja przeżyłam klasyczne załamanie nerwowe. Teraz może być już tylko lepiej. Mój dół nie ma nic wspólnego z wygranymi czy przegranymi w sporcie. Z presją sportową radzę sobie tak samo, jak to robiłam zawsze - ujawnia najlepsza polska narciarka w historii. Kowalczyk przyznała też, że przed rokiem poroniła, o czym napisała niedawno na swoim profilu na portalu społecznościowym. - Napisałam najprostszymi słowami na świecie: straciłam Dzieciątko. Tak, żeby nie było żadnych wątpliwości. Nie wiem, jak można było pomyśleć, że chodziło o psa. (...) Tak, byłam w ciąży, poroniłam rok temu w maju, na obozie treningowym. Na samym początku obozu. Właśnie wtedy, gdy się szykowałam do wyprostowania swoich ścieżek. Wiadomo, że gdybym donosiła tę ciążę, dość zaawansowaną, nie wystartowałabym w Soczi - powiedziała.