Podopieczna Aleksandra Wierietielnego podkreśliła jednak, że za zaistniałą sytuację nie należy obwiniać serwismenów. Ci dali jej do wyboru dwie pary nart - posmarowane i tzw. no-waksy. Wybrała no-waksy, co okazało się błędem. Kowalczyk zdradziła, że już po stu krokach wiedziała, iż na dobry rezultat nie ma szans. Próbowała walczyć, ale na zjazdach wręcz przeszkadzała zawodniczkom jadącym za nią. Trzykrotna zdobywczyni "Kryształowej Kuli" jest przekonana, że na dobrych nartach na pewno dotarłaby do mety, mimo zmęczenia ciężkimi treningami we włoskim Livigno. Z pucharowych zmagań w Soczi zrezygnowało wiele czołowych zawodniczek, m.in. Norweżki Marit Bjoergen i Therese Johaug oraz Szwedka Charlotte Kalla. Polka postanowiła do Rosji przyjechać przede wszystkim dlatego, że właśnie na Krasnej Polanie będzie się toczyła rywalizacja podczas przyszłorocznych zimowych igrzysk. Choć sobotniego biegu nie ukończyła, a w piątkowym sprincie zajęła dopiero 43. miejsce, to decyzji nie żałuje. Miała okazję zapoznać się z olimpijskimi trasami, a serwismeni ze specyficznym w tym miejscu mikroklimatem i śniegiem. - Przyda się nam ten zimny prysznic. Mnie, serwismenom, całemu zespołowi. Nieczęsto się to nam w przeszłości zdarzało, ale byliśmy zbyt pewni siebie. Za pewni. Medale, puchary... A tu trzeba się skoncentrować na bieganiu. Dostałam po dupie i na pewno wyciągnę wnioski. To mogę obiecać - podkreśliła. Ostatnie problemy Kowalczyk praktycznie nie wpłynęły na jej sytuację w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Wciąż jest liderką, a nad drugą Johaug ma aż 425 punktów przewagi. Kolejne zawody w Davos (16-17 lutego), a już 20 lutego rozpoczynają się mistrzostwa świata w Val di Fiemme. Przez najbliższe dni polska biegaczka znów będzie trenowała w Livigno.