- Obudziłam się dość wcześnie i wcale nie czułam, że będę tego dnia jakoś wyjątkowo silna. Zjadłam śniadanie i poszłam na zakupy. Trwały ze dwie godziny; kupiłam dla rodziny i znajomych trochę pamiątek z Falun - powiedziała Kowalczyk. Narciarka z Kasiny Wielkiej w sobotę znów pokazała jak mocna jest w stylu klasycznym. Od początku rywalizacji biegła w towarzystwie trzech Norweżek. Po nieco ponad połowie dystansu z tego grona niespodziewanie zaczęła odpadać Bjoergen. Polka zwietrzyła szansę i jej nie zmarnowała. - Planowałam biec spokojnie, czaić się za Norweżkami, tak jak to one zwykle robią za mną. Zaskoczyło mnie, że Marit odstaje, a podczas pierwszego podbiegu pod Moerdarbacken widziałam też, że Johaug biegnie niemal na sto procent, ja za to miałam rezerwy. Podkręciłam więc w końcu tempo i odjechałam jak chciałam - przyznała mistrzyni olimpijska z Vancouver. Kluczem do sukcesu nie była jednak tylko świetna dyspozycja. - Wielkie słowa uznania dla serwismenów. W stylu klasycznym przygotowanie nart ma olbrzymie znaczenie, a moje spisywały się dziś świetnie. Ten sztuczny śnieg tutaj jest już miejscami bardzo brudny, gdzieniegdzie twardy i zlodowaciały lub dla odmiany miękki jak ciapa, a moje narty w każdych warunkach jechały świetnie - zachwalała Kowalczyk. Dzięki temu zwycięstwu awansowała w klasyfikacji finału Pucharu Świata na drugie miejsce. Do Bjoergen traci 6,4 s. Właśnie o tyle za Norweżką ruszy w niedzielę na trasę biegu na dochodzenie na 10 km techniką dowolną. Nad trzecią Weng ma za to 58 sekund przewagi. - Gdyby to był bieg techniką klasyczną miałabym większe szanse. W "łyżwie" Marit jest obecnie jednak lepsza ode mnie. Drugie miejsce też wcale nie jest pewne. Dziewczyny z tyłu pewnie pobiegną zespołowo i mogą szybko zmniejszać stratę - studziła oczekiwania Kowalczyk. - To mała różnica i myślę, że szybko zaczniemy biec obok siebie. Dziś Justyna była ode mnie znacznie szybsza, ale jutro zamierzam z całych sił walczyć o zwycięstwo, by udanie zakończyć sezon - stwierdziła Bjoergen. Trener Justyny Kowalczyk Aleksander Wierietielny po zwycięstwie podopiecznej w Falun w sobotnim biegu narciarskiego finału Pucharu Świata na 10 km techniką klasyczną: - Justyna lubi "klasyki", a jak ma dobrze przygotowane narty to wręcz uwielbia - powiedział. - Dziś wszystko nam dobrze wyszło. Marit Bjoergen nie jest z żelaza. Norweżka wygrała z rzędu pięć poprzednich biegów i to ją musiało kosztować dużo sił. Jutro pewnie będzie już świeża i bardzo mocna. Zawodniczki czeka bieg techniką dowolną, dlatego mimo, że Justyna ma tylko sześć sekund straty, będzie jej bardzo trudno walczyć o zwycięstwo w finale Pucharu Świata. Moim zdaniem Bjoergen wcale nie będzie na nią czekać po starcie, tylko od razu mocno ruszy. Justyna natomiast musi równo pokonać cały dystans, a nie szarpać się od samego początku, bo zawodniczki z tyłu też będą groźne". W klasyfikacji generalnej PŚ prowadząca Bjoergen ma nad Kowalczyk 160 punktów przewagi. Teoretycznie Polka wciąż ma szanse na czwartą z rzędu Kryształową Kulę, bowiem za zwycięstwo w niedzielnym biegu otrzymuje się ich aż 200. By ten scenariusz się ziścił Polka musiałaby wygrać, a Norweżka zająć maksymalnie 14. miejsce. Sklasyfikowaną na tej pozycji Niemkę Katrin Zeller wyprzedza jednak obecnie aż o ponad dwie i pół minuty. Wojciech Kruk-Pielesiak, Falun