Kacper Merk: Jak ocenia pani czwarte miejsce w biegu na 10 kilometrów? Justyna Kowalczyk: - To był ciężki bieg, ale właściwie dokładnie taki, jakiego się spodziewałam. Już wcześniej mówiłam, że o ile nie obawiam się sprintów, to mogę mieć duże zaległości w długich biegach. I faktycznie, minuta straty na dziesięciu kilometrach to dość dużo. Ale zdarzało mi się zaczynać sezon z podobnymi wynikami, więc nie ma nerwów. Choć oczywiście czuję, że mogło być troszkę lepiej. W którym momencie zaczęła pani tracić siły? - Wydaje mi się, że kłopoty zaczęły się w okolicach szóstego kilometra. Biegłam razem z Finką i Kanadyjką i kiedy nie potrafiłam im uciec, zrozumiałam, że zaczynają się tzw. kredki, co w naszym języku oznacza słabnięcie. Najważniejsze, że udało mi się to przełamać, bo o to w tej chwili chodzi w moim bieganiu. Zaskoczyła panią wspaniała forma Therese Johaug? - Po Norweżkach było widać, że są mocne, a ta trasa jest dla niej dobra. W Kuusamo jest tak, że jeśli ktoś jest w formie, może tu dużo zrobić. Ale osobiście uważam, że tak dobra dyspozycja Johaug w tym momencie jest dla niej pewnym problemem. Ja przez cały sezon wciąż będę bardziej bała się Marit Bjoergen niż Therese Johaug.