"Pan reporter i pan operator przyjechali szukać SEKRETU. I potwierdzić budowany przez nich samych od lat stereotyp Justyny. Mam być samotnicą, mam być ponura, muszę być dziwna" - pisze nasza biegaczka.Kowalczyk opisuje, co myślą o niej w Norwegii i co norweska telewizja spodziewała się zobaczyć, nakręcając reportaż o niej. "Muszę być też jakąś maszyną... no i ten sekret. Coś musi być na rzeczy, przecież nie zgodziłam się, żeby wspólnie z nimi przyjechała tu sama Marit Bjoergen. I żebyśmy razem trenowały. A... no i Trener za mną z batem goni - na bank :))"Nasza zawodniczka nie ukrywa, że jest uprzedzona do norweskiej telewizji. "Mam prawo być i będę.""Ale teraz z dnia na dzień czuję coraz większą satysfakcję, bo mina panu reporterowi się ciut niewyraźna robi. Nagle okazuje się, że osoby z którymi pracowałam, bardzo ciepło o mnie mówią, wspominają. Że najgorsze co do tej pory usłyszeli, to że uparta jestem i kapryśna bywam. Że z każdej strony jest sympatia, uśmiech i normalność. No i ciężka praca. Nawet rozebrana wyglądam zdecydowanie mniej... sportowo niż główne rywalki. I w sukienkach chodzę, zamiast w gaciach z milionem reklam. Na dodatek kontynuuję naukę. Oj, tydzień się kończy powoli, a tu żadnej sensacji" - pisze Justyna Kowalczyk.