"Wolny dzień miałam. W końcu. Trochę zakupów, trochę wina, dobra kawa, trochę relaksu. Myśli uciekły. Rzadkie to ostatnio chwile. Za rzadkie. Długo obserwowałam dzieci na treningu łyżwiarstwa figurowego w Tartu. Biedactwa. Potrzebny był mi taki dzień. Mięśnie się odrobinę rozluźniły, bo twarda byłam jak cedrowy posąg Zeusa. Tak, wiem, że się spalił. Mi też to na upale groziło... A i niezniszczalny telefon zniszczyłam, razem z kartą sim. Siła jest" - napisała na swym blogu. Mistrzyni olimpijska z Vancouver w biegu na 30 km podkreśliła, że teraz bardzo ciężko pracuje. Porównała zajęcia do wyczerpującego podbiegu na szczyt Alpe Cermis podczas Tour de Ski. "To taki trening jak Alpe Cermis z oponą razem wzięte. W niektórych momentach około 40 stopni nachylenia i w górę, i w dół. Pięć okrążeń. Po dwóch nogi już nawet z sercem współpracować nie chcą. Bo z rozumem to są pokłócone i obrażone zanim w pokoju sznurówki zawiązać zdążę. A poza tym to standardowo. Trzy wysiłki dziennie. Plus-minus siedem godzin. No... Igrzyska za pół roku! Staramy się, to znaczy zdychamy..." - przyznała. Wierietielny powiedział, że dwutygodniowy pobyt w Estonii będzie kolejną, tym razem solidną dawką pracy. Ale tak już musi być, jeśli marzy się o następnych sukcesach. "To trzeci etap przygotowań do olimpijskiego sezonu. Poprzednio byliśmy w Hiszpanii w Sierra Nevada, a ostatnio w Zakopanem. Otepaeae należy do miejsc dobrze kojarzących się Justynie. Wygrywała tu kilkakrotnie w biegach Pucharu Świata, a ostatnio w finale sprintu techniką klasyczną pokonała swoją największą rywalkę, Marit Bjoergen. Mam nadzieję, że ta miejscowość dostarczy nam teraz pozytywnych fluidów" - zaznaczył. Po powrocie do kraju zamierza udać się do Jeleniej Góry. "Z komandorem Biegu Piastów Julianem Gozdowskim omówimy przygotowania do zawodów Pucharu Świata w Jakuszycach i wiele spraw związanych z nimi. Chcę się podzielić moim doświadczeniem, przekazać spostrzeżenia i obserwacje, które mogą się przydać panu Julianowi i jego sztabowi" - podkreślił. Trener uważa, że konsultacja z takim fachowcem i pasjonatem, jak Gozdowski, może zaowocować ciekawymi pomysłami, mogącymi wpłynąć na podniesienie poziomu imprezy. "Poprzednie zawody były udane i stanowiły doskonałą promocję narciarstwa biegowego, zwłaszcza dla polskich kibiców, jak również młodzieży" - ocenił. Mija rok od przeprowadzki trenera i jego żony Barbary z Wałbrzycha, gdzie mieszkali przez 28 lat, do Poronina. Ale szkoleniowiec Kowalczyk nadal utrzymuje kontakty z poprzednim środowiskiem sportowym. "Często rozmawiam ze Stanisławem Skrzyniarzem, to mój najlepszy kolega. Kiedyś był zawodnikiem, później moim poprzednikiem na stanowisku trenera biathlonistów Górnika Wałbrzych. Serdeczną znajomość utrzymuję także z innym szkoleniowcem w podwałbrzyskim Mieroszowie Zbigniewem Kolanko. Jeśli tylko czas pozwoli, odwiedzę ich i dawnych kolegów z biathlonowych tras. Może sobie powspominamy" - dodał Wierietielny w 1984 roku został trenerem biathlonu w Górniku, a w latach 1987-1998 prowadził kadrę w tej dyscyplinie. W 1995 roku jego podopieczny Tomasz Sikora zdobył złoty medal mistrzostw świata. Jak nadmienił, ostatnio z żoną przeżyli niezwykle miłą uroczystość odebrania przez ich córkę, Matyldę, dyplomu ukończenia uniwersytetu w szkockim Aberdeen. "Atmosfera była podniosła, dostojna. Byliśmy bardzo wzruszeni i dumni z Matyldy oraz jej licencjatu na kierunku antropologia różnych kultur. Uczucie to podkreślała świadomość, że znalazła się w gronie wyróżnionych studentów z rozmaitych stron świata, którzy razem z nią ukończyli tę renomowaną uczelnię. Galę zorganizowano z wyjątkową starannością" - podzielił się wrażeniami. "Matylda wróci do kraju za tydzień. Zatrzymała ją w Aberdeen podobna uroczystość jej bliskiej koleżanki. Potem przyjedzie do Poronina, gdzie będzie do końca sierpnia, kiedy zaplanowała wylot do Los Angeles. Tam rozpocznie studia magisterskie" - dodał Wierietielny.