- Szesnaście lat treningu pozostawiło duże ślady w moim organizmie. Potrzebuję teraz odpoczynku. Dlatego przygotowania centralne rozpocznę dopiero 1 sierpnia. Wcześniej będę trenować indywidualnie bądź w klubie - powiedziała Kowalczyk podczas konferencji prasowej w Krakowie. - Przemyślałam sobie sprawę i doszłam do wniosku, że to jest najfajniejsza możliwa opcja - wyjaśniła swoją decyzję zawodniczka. Czy była to trudna decyzja? - Po prostu decyzja - powiedziała. Justyna Kowalczyk zaznaczyła, że sama nie wie, czego może się spodziewać po okresie przygotowawczym w innej formie, a co za tym idzie po nowym sezonie. - Będę ciężko trenować, a potem będę startować. Ciężko przewidzieć, jak będą wyglądały starty, bo nie jestem w stanie przewidzieć, na ile będę przygotowana. Być może okaże się, że te trzy miesiące innego treningu sprawią, że będę nawet lepiej się czuła, będę lepszą zawodniczką. Może okazać się, że będę musiała szukać startów i przygotowywać się tylko pod mistrzostwa świata. Nie mam zielonego pojęcia, jak zareaguję - powiedziała. Zatem ekstremy jak maraton w Nowej Zelandii to już nie w tym roku? - Możliwe, że zaczniemy przygotowania od pierwszego sierpnia właśnie w Nowej Zelandii. Jeśli tam będę, a będzie maraton, to na pewno wystartuję - powiedział mistrzyni olimpijska z Soczi, która w przerwie po sezonie przygotowuje się do obrony doktoratu. Czy nowy plan treningowy oznacza, że Kowalczyk będzie można częściej spotkać trenującą na przykład w polskich górach? - Nie wiem. Nie mam jeszcze sprecyzowanego tego wszystkiego. Mamy dopiero 2 kwietnia. Jeszcze jest kupa czasu, żeby się nad tym dobrze zastanowić - wyjaśniła zawodniczka. Czy trener Aleksander Wierietielny ucieszył się z decyzji Justyny Kowalczyk? - Tak. Trener będzie mi pisał plany treningowe na ten czas, kiedy nie będę wyjeżdżać. Jest bardzo zadowolony, ponieważ chce pracować dalej - odpowiedziała narciarka, zapewniając, że trener nie musiał jej przekonywać do kontynuowania kariery. - Pracujemy ze sobą już tyle lat... Decyzja jest oczywiście moja, ale chciałam od trenera usłyszeć jego zdanie i co on na ten temat myśli. Tak naprawdę sam pomysł takiego, a nie innego układu wyszedł od trenera. Wątpliwości? Zawsze są wątpliwości - powiedziała Kowalczyk. Czy przed startem nowego sezonu Justyna Kowalczyk będzie już doktorem? - To jeszcze długa droga. Zrobię wszystko, żeby być przygotowaną jak najlepiej - powiedziała.Naszej mistrzyni nie będzie brakować adrenaliny, skoro Puchar Świata nie będzie celem, a MŚ dopiero w przyszłym roku? - Ale będę startować. Do każdego startu, czy on jest w Nowej Zelandii, na Kamczatce, czy w mistrzostwach Polski, czy w Pucharze Świata przygotowuję się jak najlepiej potrafię i przeżywam go jak każdy inny. Tylko że być może na początku sezonu wyniki nie będą satysfakcjonujące, ale to są wszystko znaki zapytania. Nigdy nie wiadomo, co się zdarzy. Kowalczyk zapewniła, że wyobrażała sobie życie bez biegów, bo "nic łatwiejszego". - Biegam do mistrzostw świata w Falun, później zobaczymy - powiedziała, pytana o długoterminowe plany. Od teraz tylko klasyk? - Uniwersalność dalej jest w cenie, zwłaszcza w tourowych zawodach. Chciałabym w miarę możliwości i zdrowia dalej startować wszędzie w stylu klasycznym, i w stylu łyżwowym - podkreśliła nasza zawodniczka. - Po 16 latach tak ciężkiego treningu i tak wielkiej bazy treningowej, którą mam, te trzy miesiące trochę innego treningu nie powinno aż tak siać spustoszenia na rezultatach. Zresztą trener tak samo uważa. Ostatnie 10 lat to trening po ponad tysiąc godzin rocznie. Jeśli zejdę na taki poziom treningu, poziom godzin jak pozostałe dziewczyny z kadry, na jeden rok nie powinno aż tak zepsuć wszystkiego - nie obawia się o formę Kowalczyk. Czy nasza mistrzyni co roku będzie informować o tym, czy kontynuuje karierę, czy nie? - Na dziś wizja Pyeongchang (kolejne zimowe igrzyska - red.) jest strasznie daleka. Ale w Turynie też wydawało mi się, że do Vancouver jest daleko, a tak szybko minęło. Nie wiadomo, jak to się będzie dalej układać, nie chcę sobie zamykać drzwi. Mój zespół chce dalej pracować. Oni wielokrotnie w sytuacjach ciężkich mi pomagali, więc teraz ja spróbuję zrobić jak najlepiej, żebyśmy dalej fajne rezultaty osiągali - powiedziała Kowalczyk Treningi po nowemu to nie będzie szok dla organizmu? - Ostatni miesiąc mi służy. Pierwsze wspomnienie z Soczi? - Piękne igrzyska po prostu. Po igrzyskach Justyny Kowalczyk było mało. Dlaczego? - Odcięłam się. To się nazywa asertywność. Po prostu chciałam mieć spokój i ciszę. Byłam już zmęczona fizycznie, psychicznie wszystkim, nie tylko Soczi. Jak każdy człowiek, mam prawo być zmęczona. Po rzeczy, którą zrobiłam, bardzo chciałam zrobić, nagle spadło napięcie i chciałam być gdzieś w szczerej głuszy, ciszy, z daleka od wszystkiego i to właśnie zrobiłam. Łatwo się skoncentrować teraz po tym zgiełku nad pracą doktorską? - Nie jest łatwo, bo to są ciężkie tematy, liczby, na co dzień trochę odstawiane, ale to jest kolejna rzecz, którą trzeba zrobić i już - powiedziała Kowalczyk, która właśnie zaliczyła debiut jako felietonistka "Przeglądu Sportowego". Jak wypadł debiut? - Nie mnie pytać. Pisałam już bloga wcześniej, miałam przerwę oczywiście, więc ciężko mi było się zabrać do czegoś, co by było fajne i lekkie, mam nadzieję, że takie wyszło. Chciałabym dreptać w tym kierunku, uczyć się przede wszystkim. Nałożyłam znowu na siebie kolejny obowiązek, ale myślę, że w tym okresie życia, w jakim jestem w tej chwili, takich obowiązków mi potrzeba. Z bloga rezygnuję. Dwóch tekstów w tygodniu nie napiszę.