Trzykrotna złota medalistka olimpijska i ośmiokrotna mistrzyni świata przestrzega jednak norweskich kibiców i media przed zbytnim entuzjazmem i zwraca uwagę na klasę rywalek. - Ubiegły sezon był diametralnie inny od nadchodzącego. Przed rokiem zmierzyłam się z wielką presją z powodu mistrzostw świata rozgrywanych w Norwegii. Nie było mi łatwo startować przed publicznością, która oczekiwała samych zwycięstw. Udało mi się i to cztery razy, lecz kosztem, który odczuwam do dzisiaj. Dlatego z pewnością będzie mi trudno skopiować wyniki ubiegłego sezonu - powiedziała Bjoergen. - Nie jest możliwe być na szczycie przez cały czas. Słabszy okres musi nadejść i ja jestem do tego przygotowana. Jest wiele biegaczek na wysokim poziomie, które będą walczyć o zwycięstwa w tym sezonie - podkreśliła. Bjoergen zapowiedziała bardzo dynamiczną pierwszą cześć sezonu.- "Moim celem jest wygranie Tour de Ski. Przed tą imprezą będę startować we wszystkich bez wyjątku zawodach Pucharu Świata, aby wpaść w "ostry" rytm, a treningi w tym roku zakończę dużo wcześniej, aby optymalną formę osiągnąć właśnie na TdS. Bjoergen podkreśliła, że wygranie tej imprezy nie będzie łatwe i wcale nie automatyczne, jak uważają norwescy kibice. - Wycofały się co prawda dwie wielkie rywalki, Petra Majdić i Arianna Follis, lecz w grze pozostały Justyna Kowalczyk, Aino-Kaisa Saarinen oraz Therese Johaug, z którą raczej nikt nie wygra ostatniego etapu TdS. Dlatego wcześniej będę musiała wyrobić stosunkowo dużą przewagę. Wszyscy widzieliśmy co zrobiła w ubiegłym roku Therese w Val di Fiemme w podbiegu pod Alpe Cermis. Norweskie media nie ukrywają, że dla sportów narciarskich i samej Bjoergen ten sezon będzie historyczny, ponieważ w ubiegłym sezonie biegaczka wyrównała rekord legendarnego Bjoerna Daehliego, uzyskując 46. zwycięstwo w Pucharze Świata. Teraz wszyscy czekają na poprawienie tego osiągnięcia.