"W pewnym momencie zauważyłam, że Kowalczyk po wyjściu na chwilę z toru na śnieg nagle stanęła, zaczęła skakać i wyraźnie miała problemy z nartami. Moje natomiast miały ślizg i natychmiast to wykorzystałam, uzyskując przewagę. Śnieg był bardzo +trudny+, lecz moi serwismeni zrobili tym razem świetną robotę" - powiedziała Bjoergen na antenie norweskiej telewizji NRK. Komentatorzy norweskiej i szwedzkiej telewizji na pół kilometra przed metą oceniali dyspozycję Kowalczyk jako bardzo dobrą, lecz gdy po odcinku trasy nieobjętym przez kamery ukazały się tylko Bjoergen i Therese Johaug ich pierwszą reakcją było stwierdzenie: "Stało się coś dramatycznego". Podejrzewali, że Polka musiała się przewrócić. Dziennik "Verdens Gang" ocenił, że bieg rozstrzygnął się na korzyść Bjoergen głównie z powodu "źle posmarowanych nart Kowalczyk". Z kolei "Dagbladet" skomentował: "Przed biegiem oczekiwaliśmy, że Kowalczyk będzie instrumentem mierzącym formę Bjoergen i tak było do przedostatniego podbiegu, kiedy Polka zaczęła mieć problemy z nartami". Bjoergen wróciła do PŚ po 47 dniach. Najpierw opuściła zawody w Kanadzie, by spokojnie potrenować w Alpach, a następnie zrezygnował ze startu w Tour de Ski z powodu nieprawidłowości w pracy serca wykrytych 22 grudnia. "Cieszę się, że powróciłam do rywalizacji, lecz najbardziej z tego, że z moim zdrowiem wszystko jest już w porządku. Cała sytuacja wygląda dzisiaj na trochę przesadzoną, lecz jestem zadowolona z kompleksowych badań. Niestety opisy i komentarze mediów oraz moje myśli osobiste, które w takich sytuacjach nachodzą każdego, sprawiały, że chwilami czułam się jak na łożu śmierci. Dlatego ten start był dla mnie tak ważny, a zwycięstwo jest wielką nagrodą" - oceniła. Zbigniew Kuczyński