- Tak mam astmę i posiadam oficjalną zgodę na zażywanie leków, które dla zdrowych sportowców są zakazane. Mam czyste sumienie, nie czuję się oszustką. Wiem, że gdybym bardzo ciężko nie pracowała, to żadne medykamenty by mi nie pomogły - powiedziała Bjoergen na jednej z konferencji prasowych. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy spokojne odpowiedzi Norweżki, to jedynie efekt specjalnego szkolenia z zakresu kontaktu z mediami, które przeszła przed mistrzostwami, czy może wynikają z jej natury i życiowego doświadczenia, bo jej pełna sukcesów kariera nie raz znajdowała się na zakręcie. Bjoergen jest solą w oku nie tylko Justyny Kowalczyk, która regularnie wypomina rywalce chorobę, ale także m.in. Słowenki Petry Majdić. Wypowiedź Polki o "erze astmatyczek" nie przeszła bez echa w miejscowych mediach. Tabloid "Verdens Gang" kolejny raz przytoczył wypowiedzi lekarzy, którzy uważają, że leki przeciwko astmie jedynie wyrównują szanse. W Polsce w podobnym tonie wypowiadała się wcześniej dr Urszula Zdanowicz. Współpracowniczka PKOl twierdzi, że zdrowemu sportowcowi takie specyfiki niewiele mogą pomóc. Również norwescy dziennikarze i kibice w stosowaniu leków przez ich ulubienicę nie widzą nic złego. W rozmowach przede wszystkim podkreślali, że jest to zgodne z przepisami. Po drugie celnie zauważają, że sportowców zmagających się z astmą jest wielu. Kiedy po złote medale igrzysk olimpijskich sięgali Otylia Jędrzejczak czy Robert Korzeniowski nikogo w Polsce nie interesowało, że chorują na astmę. Trudno także polemizować ze stwierdzeniem, że 30-letnia biegaczka znaczące sukcesy odnosiła także przed rozpoczęciem kuracji w 2009 roku. Bjoergen w Pucharze Świata zadebiutowała w 1999 roku, rok później zdobyła w nim pierwsze punkty, a w 2002 w sprincie techniką dowolną w Duesseldorfie po raz pierwszy stanęła na podium i od razu na jego najwyższym stopniu. W tej samej konkurencji była najlepsza podczas mistrzostw świata w Val di Fiemme w 2003 roku. Dwa lata później z Oberstdorfu przywiozła już pięć krążków, w tym trzy złote. W 2005 roku zdobyła także swoją pierwszą Kryształową Kulę. Choć w sezonie olimpijskim znów była najlepsza w klasyfikacji generalnej PŚ, to igrzyska Turyn 2006 okazały się dla niej wielkim rozczarowaniem. Na tydzień przed ich rozpoczęciem rozchorowała się i zdobyła tylko jeden srebrny medal. Nie lepiej było w kolejnym sezonie. W pierwszym, historycznym Tour de Ski zajęła drugie miejsce, ale w mistrzostwach świata w Sapporo w żadnym z indywidualnych startów nie udało jej się stanąć na podium. Tour de Ski jeszcze dwukrotnie nie wyszło Bjoergen na zdrowie. W sezonie 2007/08 zachorowała w jego trakcie, a w kolejnym tuż przed MŚ w Libercu. W Czechach po raz pierwszy od 2001 roku Norweżka nie zdobyła medalu - nawet w drużynie - mistrzostw świata. Więcej na trasie morderczego TdS już się nie pojawiła. Urodzona w Trondheim narciarka sukces przez duże "S" odniosła podczas igrzysk w Vancouver 2010. W sezonie olimpijskim do startów w PŚ podchodziła bardzo selektywnie. Oprócz TdS odpuściła także zawody w Kuusamo, Rybińsku i Canmore. W Kanadzie wywalczyła za to pięć medali, w tym trzy złote. Przed mistrzostwami w Oslo zastosowała tę samą taktykę. Niespełna dwa tygodnie temu w Drammen Bjoergen odniosła 44. zwycięstwo w PŚ i do wyrównania rekordu legendarnej Jeleny Wiaelbe brakuje jej już tylko jednego triumfu. Rosjanka przyznała w stolicy Norwegii, że jest przekonana o tym, że nie tylko w tej klasyfikacji przestanie być liderką. Wiaelbe choć zdobyła 16 medali MŚ, w tym aż 14 złotych uważa, że Bjoergen zakończy karierę z bogatszym dorobkiem. Na razie ma ich 12, w tym siedem z najcenniejszego kruszcu, a szansę na kolejny już w czwartek w biegu sztafetowym.