28-letnia Aleksandra Jarecka wróciła na planszę po dwuletniej przerwie, gdyż po igrzyskach olimpijskich w Tokio zdecydowała się na przerwę macierzyńską. Pierwszy występ wypadł nadzwyczaj okazale. Krakowianka zaczęła zmagania w turnieju głównym - z udziałem 64 najlepszych - od wygranej z wiceliderką światowego rankingu i dwukrotną brązową medalistką mistrzostw globu Vivian Man Wai Kong z Hongkongu 15:9. Później pokonała kolejno Turczynkę Aleynę Erturk 15:10, Estonkę Irinę Embrich 15:12, a w ćwierćfinale okazała się o jedno trafienie (15:14) lepsza od mistrzyni olimpijskiej z Tokio, Chinki Yiwen Sun. Co za historia! Polki mistrzyniami świata. Piękny sen stał się rzeczywistością Szermierka. Aleksandra Jarecka wróciła na podium w Pucharze Świata W półfinale Polka uległa Pauline Brunner 11:15. Sklasyfikowana na 46. na liście światowej szpadzistek Szwajcarka w ćwierćfinale wyeliminowała natomiast Renatę Knapik-Miazgę, wygrywając 15:8. Jarecka po raz trzeci w karierze zakończyła pucharowe zmagania w czołowej trójce. W 2019 roku była trzecia w Barcelonie, a rok później triumfowała w Hawanie. Na 41. miejscu rywalizację zakończyła Martyna Swatowska-Wenglarczyk (AZS AWF Katowice), a 57. była Kinga Zgryźniak (RMKS Rybnik). Pozostałe Biało-Czerwone odpadły w eliminacjach. W finale Brunner, która po raz pierwszy stanęła na podium zawodów PŚ, przegrała z Margheritą Gucci Vincenti 8:15. Urodzona w Mediolanie szpadzistka w 2013 roku przeniosła się do USA na studia i po jakimś czasie zaczęła występować w amerykańskich barwach. W sobotę w swojej pierwszej ojczyźnie odniosła największy sukces w karierze. Polska mistrzyni świata nie owijała w bawełnę. "Jest nam trochę przykro"