Starcie o Super Bowl było niezwykle zacięte i miało dramatyczny przebieg. Pod koniec drugiej kwarty kontuzji kostki doznał rozgrywający Chiefs Patrick Mahomes i wydawało się, że jego drużyna nie będzie w stanie się już podnieść. Jednak zespół z Kansas City w drugiej części gry spisał się znakomicie i odwrócił losy spotkania, zwyciężając ostatecznie 38:35. Super Bowl: Rozczarowanie w Białym Domu Taki wynik mocno rozczarował fanów zespołu z Filadelfii, do których zalicza się między innymi Jill Biden. Pierwsza Dama jest zresztą bardzo zaangażowanym, można wręcz powiedzieć zaciekłym kibicem. Kiedyś na spotkaniu z darczyńcami swojej partii Biden zdradził, że jego żona jest tak zapiekłą fanką, że gdyby on sam nie był fanem Eagles, musiałby spać sam. Jill Biden często pojawia się w mniej oficjalnych okazjach w koszulce drużyny z Filadelfii. Sama nazywa się zresztą "Philly girl", mocno utożsamiając się z tym miastem. Czytaj także: Kibic oszalał po porażce Eagles Zresztą przed Super Bowl żartował w mediach społecznościowych, że jako prezydent USA nie ma faworyta w tym spotkaniu. Jednak jako mąż Jill Biden może powiedzieć tylko "Lećcie Orły, lećcie!" (zawołanie bojowe zespołu Philadelphia Eagles - red.). Amerykański prezydent nie wybrał się na stadion, a dziennikarze sugerowali, że to właśnie przez żonę, która zabroniła mu się tam pokazywać. Nie chciała, żeby skupiał na sobie swoją uwagę, bo sama zamierzała w spokoju obejrzeć mecz. Już przed meczem chwaliła się w mediach społecznościowych bluzą Eagles, która założyła na Super Bowl. Już po spotkaniu Jill Biden, mimo zawodu spowodowanego porażką, napisała jednak, że jest dumna z tej drużyny. Spotkanie obejrzała z wnukiem, któremu zaszczepiła miłość do Eagles.