Zawody Brasil Ultra Tri rozpoczęły się sobotę 20 maja, inaugurując tegoroczną edycję Pucharu Świata IUTA. Tydzień później Karaś zameldował się na mecie. Osiągnął on czas 164 godzin, 14 minut i dwóch sekund. Oznacza to pobicie przez niego kolejnego rekordu świata. Poprzedni najlepszy wynik na tym dystansie należał do Kennetha Vanthuyne'a i był o prawie 20 godzin gorszy. Robert Karaś ma złamany piszczel Tak gigantyczny wysiłek wiąże się z ogromnym bólem i wyzwaniem dla całego ciała. Karaś przyznał, że podczas wyścigu doznał przeciążeniowego zmagania piszczela. - Sprawia mi to problemy w chodzeniu i trenowaniu. To nie jest dobre, bo po takim wysiłku potrzebuję aktywności fizycznej. Organizm powinien stopniowo zwalniać, nie może być nagle odłączony od wysiłku. Mam nadzieję, że wkrótce mi się polepszy i będę mógł coś porobić - powiedział 34-latek. Poza tym ucierpiały również stopy zawodnika. - Zeszły mi paznokcie z chyba dwóch palców. Na szczęście mamy lato, więc nie trzeba zakładać ciężkich butów. Wystarczą sandały, które nie podrażniają bolących miejsc. Myślę, że za 4-5 tygodni wszystko powinno wrócić do normy i będę mógł założyć nawet buty treningowe - zapowiedział triathlonista. Karaś odniósł się także do swojego zdrowia psychicznego. Podczas wyścigu miewał on trudne momenty, w których musiał wyrzucić siebie z emocje. Płakał, przechodził załamania i myślał o rezygnacji. Ostatecznie jednak się nie poddał i ukończył mordercze wyzwanie. - Początkowo była tragedia. Krótko po wyścigu nie byłem w stanie się uśmiechać. Teraz jest już ok. Jestem szczęśliwy, pojawił się uśmiech na twarzy. Jestem nawet dumny z tego, co zrobiliśmy jako team. Widać, że zdrowie psychiczne też potrzebowało chwili na regenerację - relacjonował Karaś. Robert Karaś opowiedział o trudnym momencie Sportowiec podzielił się wspomnieniem jednego z najtrudniejszych momentów podczas wyścigu. - Poczułem, jak od stopy oderwał mi się duży płat skóry. Później doszedł do tego jeszcze piszczel, a do końca miałem 390 kilometrów. Wyobraziłem sobie, że muszę przebiec z rozwaloną nogą dystans z Warszawy do Gdańska. Przyszło załamanie, ale trzeba było to ukończyć - wspominał Karaś. Zawodnik miał również halucynacje. - Pojawiły się bardzo szybko, bo już podczas 16. godziny. Prawdopodobnie wynikało to z tego, że polecieliśmy do Brazylii zbyt późno i nie zdążyłem się przystosować. Poza tym zatrułem się czymś na lotnisku w Warszawie, miałem gorączkę i musiałem brać antybiotyk. Wypłukałem się, przez co mój organizm był osłabiony. Każda kropla potu na okularach zamieniała się w gadającego potworka. Kiedy patrzyłem dłużej na trawę, ona również zaczynała żyć w mojej głowie. Wiedziałem, że w tej sytuacji muszę zrobić sobie przerwę. Zjechałem do boksu, położyłem się na 45 minut i halucynacje minęły. Nadal byłem jednak bardzo śpiący - powiedział sportowiec. Karaś zdradził, że kolejnym wyzwaniem, które chodzi mu po głowie, jest wyścig na dystansie 20-krotnego Ironmana. Z PGE Narodowego w Warszawie Jakub Żelepień, Interia