To była błyskawiczna kariera w sporcie. Z pływania trafił do pięcioboju nowoczesnego. Miał wówczas 17 lat i po zaledwie dwóch latach treningu został wicemistrzem świata juniorów. W kolejnym roku, mając 20 lat, zadebiutował w igrzyskach olimpijskich w Seulu. Występ tam był dla niego zimnym prysznicem. Wtedy to Arkadiusz Skrzypaszek postanowił, że z kolejnych igrzysk olimpijskich, jakie w 1992 roku, odbywały się w Barcelonie, przywiezie złoty medal. Niesamowite wyznanie polskiego mistrza. Na zawsze odmieniło się jego życie Podwójne złoto olimpijskie i koniec. Pierwsze nieudane interesy To był czas zmiany pokoleniowej w polskim pięcioboju nowoczesnym. Trenerem kadry był Zbigniew Pacelt, który kiedy zapytał, kto chce wywalczyć medal olimpijski, spotkał się z solidarną odpowiedzią całej kadry. Wszyscy podnieśli rękę. Wszyscy rozpoczęli katorżniczą pracę, która doprowadziła ich do sukcesów. Już w 1990 roku w Lahti Polacy zostali brązowymi medalistami mistrzostw świata w rywalizacji drużynowej. Rok później w San Antonio wywalczyli srebrny medal, a Skrzypaszek został mistrzem świata indywidualnie. Na igrzyska do Barcelony on wraz z Maciejem Czyżowiczem i Dariuszem Goździakiem jechali w roli faworytów. Po dramatycznym finale, bo rywalizację kończyła jazda konna, okazało się, że Skrzypaszek został mistrzem olimpijskim. Po złoto sięgnęła też drużyna. Rok później Skrzypaszka już nie było w sporcie. To był szok. To była jedna z niewielu rozmów w ostatnich latach, na którą zgodził się Skrzypaszek. Poprzednia miała miejsce w Interii w 2022 roku. Wcześniej była jeszcze tylko rozmowa z "Przeglądem Sportowym" w 2011 roku. Nasz mistrz opowiadał wówczas o tym, co robił po zakończeniu kariery. A w jego życiu działo się naprawdę wiele. Lata 90. w Polsce to był czas przemian ustrojowych. Trzeba było zatem załapać się do pociągu, który mógł zapewnić spokojne życie na wiele lat. Skrzypaszek zajął się zatem produkcją telewizyjną. Sam też prowadził programy w TVP. Szybko zaczął zarabiać duże pieniądze. Przeniósł się zatem na rynek nieruchomości. Realizował inwestycję w Giżycku. Amfiteatr, jaki zbudował ze wspólnikiem, stał się wizytówką miasta. Okazało się, że nasz mistrz - jak informuje "Superwizjer" - wykorzystywał nazwisko biznesmena Mirosława Muły, z którym wszedł w układ, do zamawiania materiałów budowlanych, za które jednak nie płacił. Wyszło też na jaw, że Skrzypaszek nie spłacał pożyczki, jaka została udzielona pod zastaw hotelu należącego spółki Yellow, której przedstawicielem był Muła. Ostatecznie komornik zlicytował hotel. - Straciliśmy wówczas około 2,5-3 miliony dolarów. Miałem poczucie porażki, bo dałem się emocjonalnie oszukać. Skrzypaszek był tak wiarygodny we wszystkim, co robił. On stracił wtedy tylko dobre imię - wspomina po latach Muła w "Superwizjerze". Skrzypaszek przyznał się do długów w mediach, ale zapewnił, że nadal chce działać w biznesie. Zniknął jednak na wiele lat z życia publicznego. - Straciłem wszystko. Zapłaciłem wysoką cenę za swoją łatwowierność. I nie chodzi o finanse, a o moje dobre imię, bo zostałem upokorzony - mówił w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" w 2011 roku. Po kilku latach powrócił na rynek nieruchomości. I znowu wielka inwestycja nie nie wypaliła. W Puszczy Osieckiej miał powstać Natura Park. Na 100 hektarach zaplanowano okazały hotel, wille do wynajęcia, korty, boiska, 9-dołkowe pole golfowe i ośrodek jeździecki z pensjonatem dla koni. To miało być dzieło jego życia. - O pewnych rzeczach wolę zapomnieć. Resetuję pewne rozdziały w swoim życiu. Inaczej bym zwariował. Bardzo trudno było namówić mnie na ten wywiad, bo po prostu publicznie nie występuję. To jest moja świadoma decyzja. Na naszej drodze spotykamy ludzi, którzy są i oszustami, i mitomanami, i ludzi, którzy chcą się przytulić do sukcesu. I trzeba przejść przez to. Niczego nie żałuję. Żadnego kroku w swoim życiu. Lata 90., mimo że potem spotkała się mnie duża przykrość, to wspominam je bardzo dobrze. Dzisiaj nie byłbym w tym miejscu, nie miałbym kolejnych ambitnych planów, gdyby nie sukcesy i porażki - mówił w rozmowie z Polskim Radiem w czerwcu tego roku. To właśnie w rozmowie z Gurjewem Skrzypaszek przyznał, że nie porzucił swojego wielkiego planu. Wizjoner, pechowiec, czy oszust? Prokuratura bada interesy Arkadiusza Skrzypaszka Teraz "Superwizjer" w materiale "Wszystkie biznesy mistrza olimpijskiego" ujawnia, że kilka lat temu Skrzypaszek nawiązał kontakt z Dariuszem Kondysem, przedsiębiorcą z Podhala. Nasz mistrz opowiadał przedsiębiorcy o tym, jak to zarobił wielkie miliony na przekształceniach działek w Wilanowie na przełomie wieku, a mimo tego pożyczał on niego co jakiś czas po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Przedstawił on wizję budowy ośrodka dla zamożnych ze specjalistycznymi usługami dla gości resortu. W przygotowaniu koncepcji pomagał Skrzypaszkowi - jak informuje "Superwizjer" - Tomasz Bejm, specjalista od inwestycji. Skrzypaszek chciał zbudować resort w trzech miejscach: w Arłamowie w Bieszczadach, w Osiecku pod Warszawą i w Nowym Targu na Podhalu. Koszt to... 860 milionów euro. Inwestorzy mieli zarobić na tym ponad miliard euro. Od przedsiębiorcy z Nowego Targu pożyczył - jak mówił w "Superwizjerze" Kondys - 200 tysięcy złotych. Potencjalnych inwestorów Skrzypaszek pakował do samolotu, bo od lat posiada licencję pilota i przelatywał z nimi nad terenami, na których miała powstać nieruchomość. Jak informuje jednak "Superwizjer", to nie był jego samolot. - Przyzwyczajony był do wystawnego życia. Szczególnie na czyjś rachunek. Zawsze wybierał najdroższe restauracje. Był alkohol, imprezy i kobiety - mówił Kondys w materiale przygotowanym przez TVN. Jak się okazuje, Skrzypaszek był już wtedy - wedle informacji autora reportażu - zadłużony na kilka milionów złotych, a komornik ściągał długi z jedynego dochodu, jakim wówczas dysponował, czyli olimpijskiej emerytury. Jedna z osób, która miała być wykonawcą inwestycji za ogromne kwoty, opowiadała w reportażu, że nasz mistrz, choć chciał zrealizować gigantyczny projekt, to jednak borykał się z problemami finansowymi. Pożyczała zatem Skrzypaszkowi setki tysięcy złotych, a nawet dała mu w użytkowanie samochód marki bmw, którym jeździł przez rok. "Przedsiębiorca zgodził się na podpisanie umowy, na podstawie której jego firmy miały być gwarantem operacji finansowej związanej z inwestycją. Okazało się, że to była pułapka. Komornik zajął jego firmę i konta" - wynika z materiału "Superwizjera". W wizję stworzenia ekskluzywnych ośrodków uwierzyła też mecenas Jolanta Turczynowicz-Kieryłło, która - jak dowiadujemy się z reportażu - poznała mistrza olimpijskiego dwa lata temu. Razem z Bejmem pomagała Skrzypaszkowi w reaktywacji inwestycji w Osiecku, ale kiedy zaczęli grzebać w dokumentach, wyszły na jaw olbrzymie problemy finansowe jego spółek. Mecenas założyła nawet fundację. Ma ona pomagać osobom, które czują się oszukane przez Skrzypaszka. "Superwizjer" dotarł do dokumentów, że spółki naszego mistrza pozyskały kredyty lub środki od inwestorów, które razem z odsetkami sięgają nawet 100 milinów złotych. Środki te nie zostały nigdy rozliczone. Jakub Stachowiak, autor reportażu, zaczaił się na Skrzypaszka na basenie, na którym mistrz zwykł trenować. Po tym, jak wyszedł on z pływalni, zadał mu pytanie: Czy pan jest wizjonerem, pechowcem, czy oszustem? Jak poinformował "Superwizjer", interesy spółek powiązanych z naszym dwukrotnym mistrzem olimpijskim bada kilka prokuratur. Nikt nie usłyszał do tej pory zarzutów. Sam Skrzypaszek, choć umawiał się na rozmowę ze Stachowiakiem, nigdy się na nim nie stawił. Wysłał tylko e-mail, że udzieli wywiadu, jeśli tylko zbierze dowody na oszustwo innych osób. Chwilę potem porozmawiał z Polskim Radiem...