Odmiennie niż półtora roku temu, przed Pekinem, ceremonia nie będzie zakłócona przez manifestację przeciwników igrzysk. Zgodnie z tradycją, ogień powinien być zapalony przy pomocy promieni słonecznych. Grecka aktorka, w szacie kapłanki, poda pochodnię pierwszemu z uczestników sztafety. Jednak o tej porze roku zachmurzone niebo może przeszkodzić tej tradycji. Tak było przed igrzyskami w Nagano, Salt Lake City i Turynie. Wówczas trzeba będzie uciec się do rezerwowego źródła ognia. Sztafeta z olimpijską pochodnią podąży najpierw do Aten. Na stadionie pierwszych nowożytnych igrzysk (1896) przejmą ją 29 października Kanadyjczycy i do kraju przetransportują na pokładzie samolotu wojskowego. Potem, przez 106 dni sztafeta pokona 45 tysięcy kilometrów po Kanadzie, odwiedzając ponad 1000 miejscowości. W każdej z nich będzie miał miejsce mały ceremoniał olimpijski. Trasę zaplanowano tak, by dziewięćdziesiąt procent obywateli Kanady nie miało do niej więcej niż godzinę drogi. W sztafecie weźmie udział ponad 12 000 osób. Ogień będzie wędrował na nartach, skuterach śnieżnych, koniach, traktorach, rolbie szlifującej lód, a także w indiańskiej łódce, sporządzonej z jednego pnia drzewa. O ile w Olimpii kłopotów raczej nie będzie, to w samej Kanadzie mogą być problemy. Protesty zapowiedziały radykalne organizacje ekologiczne, które przeciwstawiają się niszczeniu przyrody oraz ci, którzy uważają, że ziemie "ukradziono" rdzennym mieszkańcom amerykańskiego kontynentu. Na 30 października, gdy pochodnia znajdzie się na kanadyjskiej ziemi, zaplanowali w Vancouver antyolimpijski festiwal i już wydali biuletyn pod tytułem "Ugaście olimpijski ogień".