Te obrazy pozostaną z ludźmi ze Stronia Śląskiego pewnie do końca życia. Woda niszczyła wszystko, co napotykała na swojej drodze. I - jak twierdzi Piotr Pustelnik, znakomity himalaista - to nie był tylko efekt pękniętej tamy. Rzeka Biała Lądecka siała spustoszenie na całej swojej długości. To nie było związane z pękniętą tamą, a po prostu z ogromnym opadem deszczu. Okazało się, że zarówno Stronie Śląskie, jak i Lądek-Zdrój nie były to odpowiednio przygotowane. - Zawiodła komunikacja. Teraz widać, że zarówno nasza gmina, jak i gmina Lądek-Zdrój nie były w ogóle przygotowane na taki kataklizm - powiedział Pustelnik, który od pewnego czasu mieszka w Stroniu Śląskim, w rozmowie z Interia Sport. Koszmar w Stroniu Śląskim. Miasto zrównane z ziemią. Głośno o akcji polskiego dziennikarza Piotr Pustelnik: szum wody i huk rozbijanych przez nią budynków, to było coś przerażającego Tomasz Kalemba, Interia Sport: Niebawem miną dwa tygodnie od chwili, kiedy niszcząca rzeka niemal zmyła z powierzchni ziemi Stronie Śląskie. Pan właśnie w tej miejscowości mieszka pd pewnego czasu. Nadal jest tam iście księżycowy krajobraz? Piotr Pustelnik: - Oczywiście, że tak i taki widok jeszcze długo będzie nam towarzyszył. Nawet, jak wszystko zostanie uprzątnięte, to krajobraz księżycowy nadal z nami pozostanie. To jest obraz, którego długo nikt z nas nie będzie w stanie wymazać z pamięci. Widział pan kiedyś coś podobnego? - Jak żyję, to nie widziałem i nie przeżyłem czegoś takiego. Na to, co się dzieje, patrzyliśmy w Stroniu Śląskim z gigantycznym przerażeniem i wielką niepewnością. Nasze osiedle mieszkaniowe jest akurat położone wyżej niż nurt rzeki. Mogliśmy mieć zatem nadzieję, że nas ta fala nie sięgnie. Kiedy jednak woda zaczęła się błyskawicznie podnosić, to nikt już nie miał pewności, czy jednak nas też nie dosięgnie. Odgłosy, jakie do nas dochodziły, czyli szum wody i huk rozbijanych przez nią budynków, to było coś przerażającego. To będzie nam się śniło jeszcze długo po nocach. Rozumiem zatem, że pana dobytek nie ucierpiał? - Tak. Nasze osiedle, ale też to obok nas, jest położone wyżej. Nie wiem, czy to zrobił ktoś specjalnie, czy jednak było to przypadek, że one znajdują się w miejscach, w których powinny się znajdować. Nie ucierpiały zatem nasze mieszkania. Szkody w Stroniu Śląskim są jednak ogromne i to dotyczy już nas wszystkich. Zakłócony jest cały rytm miasta, włącznie ze szkolnictwem, z całą sferą usługową i infrastrukturalną. Są problemy z odstawami wody, czy gazu. Ucierpiała infrastruktura komunikacyjna, w tym także Internet, który jest dla nas jedynym miejscem obiegu informacji. Skoro nawiązał pan zatem do infrastruktury związanej z komunikacją i Internetem, to dzisiaj dużo się mówi o tym, że ta akurat zawiodła w przypadku tej powodzi. Dotyczy to przede wszystkim Stronia Śląskiego, ale też Lądka-Zdroju. Te miejscowości znalazły się bowiem na pierwszej linii, kiedy tama pękła. Największa fala uderzeniowa przeszła przez te miasta. Rzeczywiście w czasie tego weekendu byliście odcięci od wszelki informacji, a może docierały one do was za późno? - Informację o tym, że pękła tama, usłyszeliśmy w Stroniu Śląskim. I to dosłownie. To był potężny huk, a zaraz po nim pojawił się szum sunącej na nas wody. Rzeczywiście jednak komunikacja zawiodła. I trzeba będzie to bardzo poważnie przeanalizować. Oczywiście, ze przypadek pęknięcia tamy zdarza się bardzo rzadko i nie bierze się tego pod uwagę, a - jak życie pokazało - szkoda. Takie przyrosty wody w strumieniach górskich w czasie opadów, to jest normalne zjawisko. I nasza gmina, ale też wszystkie inne górskie muszą być gotowe na takie sytuacje. Czas na Stronie Ślaskie 2.0. "Mam wątpliwości, czy nie zapomni się o nas" Co trzeba zrobić? - Do tego potrzebny jest specjalny program, w którym zostaną uwzględnione wszystkie możliwe okoliczności. To powinien być plan ciągłości działania gminy na wypadek wielkiej wody. Tego do tej pory nie ma. To jest ta wielka praca, jaką trzeba wykonać, by taka sytuacja już się nie powtórzyła. Po pęknięciu tamy, woda niszczyła wszystko na swojej drodze. Efekt został jeszcze zdwojony przez gigantyczne opady deszczu, z jakimi mieliśmy do czynienia. To wszystko się nałożyło i doprowadziło do katastrofy. - Oczywiście. Tama pękła i - jak mówiłem - to jest zjawisko bardzo rzadko spotykane. Przy każdej analizie jednak trzeba brać pod uwagę taką okoliczność. Prawdopodobieństwo wystąpienia czegoś takiego jest większa od zera, bo jednak tama istnieje i może coś się stać. Jak się popatrzy na przebieg rzeki Biała Lądecka, która zniszczyła spory kawałek naszej ziemi od miejscowości Bielice, a ta znajduje się 17 km od Stronia Śląskiego, przez Stary i Nowy Gierałtów, to one zostały zniszczone tylko przez rzekę. Tam pęknięcie tamy nie miało żadnego wpływu na olbrzymie straty, a na tej długości zniszczonych zostało siedem mostów. To świadczy o tym, że rzeki górskie też trzeba uregulować i brać pod uwagę przy planach ratowniczych, które mogą powstać. Teraz widać, że zarówno nasza gmina, jak i gmina Lądek-Zdrój nie były w ogóle przygotowane na taki kataklizm. Zdobywał pan najwyższe szczyt świata i doskonale wie, jak ważna właśnie jest komunikacja w trudnych sytuacjach. Tam musi wszystko tak współgrać, by tworzyć jeden organizm. - Zgadza się. Przez kilkanaście ostatnich lat zajmowałem się zarządzaniem kryzysowym w sektorze bankowym. I tam też, jeśli dzieją się złe rzeczy, to komunikacja jest najważniejsza. I ona musi pewnie działać. To jest teraz zadanie dla włodarzy naszego miasta. Muszą wykonać taką pracą, żeby ludność w przyszłości wiedziała, co robić. Powinny być jakieś sygnały dźwiękowe lub inne, które będą miały swoje znaczenie. To takie abecadło bezpieczeństwa, przez które musimy teraz przejść. W tym momencie w Stroniu Śląskim jest wystarczająca pomoc? Na miejscu są służby, które pomagają? Pewnie tygodnie potrwa odgruzowywanie miejscowości, którą latami trzeba będzie odbudowywać. - Odpowiedź będzie na kilku płaszczyznach. W tej chwili doraźnie i ratunkowo pracują u nas wszystkie możliwe służby i tego sprzętu jest w okolicy wystarczająco dużo, choć oczywiście rąk do pracy przydałoby się więcej. Problem polega jednak na tym, że im więcej będzie rąk do pracy, to będzie potrzeba więcej miejsc noclegowych dla tych osób, bo one przecież muszą spać. Nikt nie jest robotem. Do tego muszą coś zjeść, a to też obciąża gminę, która i tak nie ma miejsc noclegowych, bo wszystkie, jakie były, zostały przeznaczone dla tych, którzy stracili swoje domostwa. Bardzo pomaga nam wojsko, a zarządzanie kryzysowe jest w tej chwili na poziomie straży pożarnej, która jest wyćwiczona w tej materii. Może szwankuje jeszcze trochę koordynacja darów, ale to jest normalne, bo ludzie działają bardzo spontanicznie i trudno mieć do nich o to pretensje. Moim zdaniem już teraz trzeba brać się za hydrologię tych rejonów. Jak najszybciej powinien powstać raport, w którym będzie zawarte, w jaki sposób można zminimalizować skutki takich dużych opadów deszczu, bo z dużą dozą pewności można powiedzieć, że będą one występowały częściej, niż nam się wydaje. Na postawie wniosków, wynikających z badań hydrologów, można zacząć próbować odbudowywać miasto. Odbudowanie w tym samym miejscu i w ten sam sposób będzie jednak trochę wbrew logice. Jeśli bowiem znowu się coś wydarzy, to to, co zostanie wybudowane dużym nakładem środków, zostanie znowu zniszczone. Reset miasta powinien zatem być przyczynkiem do tego, by Stronie Śląskie 2.0 było bezpieczniejsze i ładniejsze. To jest w tej chwili zadanie na lata. Jestem optymistą, ale z tyłu głowy mam wątpliwości, czy energii, zapału oraz woli politycznej naszej klasy rządzącej wystarczy na długo, jeśli chodzi o takie małe gminy. Pewnie zaraz inne wydarzenia w kraju wejdą na pierwsze strony gazet, a my z nich znikniemy i zapomni się o nas. Tutaj jest wielka rola mediów, by one też o nas pamiętały. Razem musimy stworzyć front ludzi dobrej woli, którzy będą chcieli, by proces odbudowy doprowadzić do końca. Nie byłoby nic gorszego, niż zatrzymanie się w połowie. To byłoby niewybaczalne. Niesamowity w tym wszystkim był zryw całego naszego narodu. Ofiarność społeczeństwa była i jest momentami poruszająca. - Ciągle czujemy to niesamowite wsparcie. To jest niesamowity pokaz solidarności z nami. I to będziemy wiele razy podkreślać, że jesteśmy bardzo wdzięczni całej Polsce. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport