Dla Klaudii Zwolińskiej ten sezon jest wyjątkowy. Polka od lat była wielką nadzieją naszego sportu i regularnie sięgała po medale największych imprez w młodszych kategoriach wiekowych. W gronie seniorów stawała na podium Pucharu Świata, ale wciąż brakowało jej medalu dużej imprezy. Była tego blisko w Tokio, kiedy to w igrzyskach olimpijskich zajęła piąte miejsce. Bardzo wówczas przeżywała to, że nie stanęła na podium. Historyczny moment. Polka w końcu to zrobiła. I to mimo walki z chorobą Prawie ćwierć wieku czekaliśmy na medal Polki w MŚ. Klaudia Zwolińska sięgnęła po niego mimo problemów W tym roku w końcu się przełamała, rozwiązując worek z medalami w seniorskich imprezach. W Igrzyskach Europejskich Kraków-Małopolska 2023, które były jednocześnie mistrzostwami Europy w slalomie kajakowym, na zdobyła dwa medale. Oba srebrne. Druga była w swojej koronnej konkurencji K-1, ale też w C-1. Teraz wywalczyła najcenniejszych krążek - do tej pory - w swojej karierze. Brąz mistrzostw świata w K-1. I bez dwóch zdań będzie jedną z naszych nadziei medalowych w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Miała pani ledwie kilka miesięcy, kiedy po raz ostatni polska zawodniczka stawała na podium mistrzostw świata w slalomie kajakowym w konkurencji K-1. W 1999 roku to była Beata Grzesik, która sięgnęła wówczas po srebrny medal. To wspaniała zwieńczenie najlepszego sezonu w karierze. Klaudia Zwolińska: - To prawda. Prawie ćwierć wieku mija od ostatniego medalu Polki w mistrzostwach świata w K-1. Cały czas mi brakowało przełamania i to nastąpiło w igrzyskach europejskich. Dlatego te medale z Krakowa były dla mnie tak ważne, bo w końcu przestałam się obijać o podium, a weszłam na nie. Tam otworzyłam worek z medalami. Teraz swoją wysoką formę w tym sezonie potwierdziłam w światowej imprezie. To były zawody, które stały na bardzo wysokim poziomie. Do tego wywalczyłam olimpijską kwalifikację. Czego chcieć więcej? Były duże nerwy? Przecież po swoim przejeździe była pani druga za Słowaczką Eliską Mintalovą, a na starcie czekały jeszcze cztery znakomite rywalki? - To są mistrzostwa świata, ale na starcie czekały rzeczywiście znakomite zawodniczki. Wszystko się zatem mogło zdarzyć. Wiedziałam, że mój przejazd był na bardzo wysokim poziomie. Cieszyłam się z tego, że wytrzymałam. Musiałam poczekać tylko na końcowy wynik. Czy były nerwy? To jest impreza mistrzowska i na takiej zawsze są nerwy. To mi jednak nie przeszkadza, bo lubię pływać pod wpływem adrenaliny. To był naprawdę fajny start i cieszę się, że Polka mogła stanąć na podium mistrzostw świata po tylu latach. Bardzo dobrze i szybko popłynęła pani górną część trasy. Na dole jednak zaczęła tracić. Wyglądało to tak, jakby bardziej skupiała się pani na tym, by nie popełnić błędu niż na tym jak szybko płynie. Powiedziałbym nawet, że ostatnie ruchy wiosłem wyglądały jak w zwolnionym tempie. To było zupełnie niepodobne do pani. Brakowało już sił? - Na dole trasy popełniłam błędy techniczne, które kosztowały mnie na pewno utratę czasu. Byłam bardzo dobrze przygotowana fizycznie do tych zawodów, ale dopadł mnie pech. Co się stało? - Byłam chora w czasie tych mistrzostw świata. Od półfinałów w C-1 startowałam z totalnie zawalonymi zatokami. To była masakra. Trochę mi to puściło przed półfinałem i finałem w K-1. Ledwo jednak mogłam mówić, bo wszystko zeszło na gardło. Walczyłam zatem nie tylko z rywalkami i wodą, ale przede wszystkim z infekcją. To powodowało, że byłam osłabiona i można to było zauważyć w końcówce przejazdu w finale. Zabrakło powera, który zazwyczaj trzymam do końca. Wiele razy miała pani pecha, zajmujące czwarte, piąte miejsca. Teraz to do pani uśmiechnęło się szczęście, bo brąz wywalczyła pani, wygrywając ze swoją przyjaciółką Holenderką Martiną Wegman o zaledwie 0,03 sek. - To rzeczywiście jest śmieszne. Razem z Martiną przygotowywałyśmy się do sezonu w Nowej Zelandii, gdzie mieszka na co dzień. I była tuż za mną. Podobnie było na igrzyskach olimpijskich. Śmiejemy się, że jest zaraz za mną i następnym razem będę chyba musiała wygrać, żeby miała medal. Ma pani teraz spokojną głowę przed igrzyskami w Paryżu. Wprawdzie imiennej kwalifikacji jeszcze pani nie ma, ale regulamin Polskiego Związku Kajakowego jest tak skonstruowany, że ten, kto zdobywa przepustkę dla kraju na igrzyska, jest w uprzywilejowanej sytuacji. - Rzeczywiście mam wyraźną przewagę punktową w kwalifikacji krajowej na igrzyska, ale życie mnie nauczyło, że najpierw musi mi na to pozwolić zdrowie. Jeśli to nie będzie szwankowało, a mam przecież problemy z tarczycą, to postaram się jak najlepiej przygotować do sezonu olimpijskiego, by walczyć o medale w igrzyskach w Paryżu. Na razie nie mam oficjalnie biletu na tę imprezę i muszę jeszcze potwierdzić swoją formę w przyszłorocznych Pucharach Świata. W Paryżu skupi się pani na starcie tylko w K-1 czy jednak też zamierza w równym stopniu przygotowywać się do walki o medale w C-1? - Oczywiście kajak jest dla mnie koronną konkurencją, ale będę się starała rozwijać także w C-1 czy w kajak crossie. Mam w nich potencjał i na dodatek one mnie nie stopują, a wręcz pomagają mi w szybszym pływaniu na kajaku. Dlatego nadal będę kontynuowała przygotowania w taki właśnie sposób. Zdobyłam medal igrzysk europejskich w C-1 i to pokazuje, że mogę pływać na bardzo wysokim poziomie także w tej konkurencji. Tradycyjnie już dopingował panią na zawodach tata Marek. Chyba jest na każdych pani zawodach. - Zawsze na każdych moich zawodach są tata i brat. Bardzo sobie cenię ich wsparcie. Lubię taki komfort psychiczny, a wiadomo, że bliscy i rodzina mi go dają. Poza tym tata i brat są pasjonatami sportu. I są na zawodach nie tylko, by dopingować mnie, ale również całą naszą reprezentację. To piękne, że mamy takich kibiców. Wiele się działo w ostatnich dniach w pani życiu. Niedawno wstąpiła pani przecież do Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego. To chyba ważne, bo daje poczucie bezpieczeństwa finansowego. - Bardzo się cieszę z tego. Wartości sportowca i żołnierza bardzo się pokrywają. Bardzo chciałam wstąpić do CWZS i cieszę się, że do tego doszło. Teraz mogę meldować dowódcy o zdobyciu medalu w mistrzostwach świata. Fajnie, że dołączyłam do Armii Mistrzów. Teraz reprezentuję kraj już nie tylko jako sportowiec, ale jako żołnierz. To dla mnie jest duma i radość. Jest pani inspiracją dla Grzegorza Hedwiga, który znowu odżył? - Nie wiem. To trudne pytanie, ale odpowiem może na nie kiedyś. Na pewno Grzesiek był świetnie przygotowany do tych mistrzostw. W półfinale popłynął kosmiczny czas. Nie pamiętam takiego poziomu w C-1. Na pewno z Grześkiem wzajemnie się wspieramy, ale też nie możemy się dać ponieść emocjom, dlatego podchodzimy do tego na chłodno. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Zapachniało polską sensacją w MŚ. Najważniejsze zadanie wykonane