Krzysztof Radzikowski to były strongman. Karierę zakończył w 2019 roku. Na swoim koncie ma między innymi tytuł mistrza świata World Strongman Federation w 2012 roku, wicemistrza Europy oraz wicemistrza kontynentu w wyciskaniu belki. Poza tym odnosił liczne sukcesy na zawodach w Polsce. Mariusz Pudzianowski zwrócił się do Andrzeja Dudy. Wywołał lawinę Strongman Krzysztof Radzikowski: Dyscyplina nie umarła Jakub Żelepień, Interia: Co od lat przyciąga ludzi do zawodów strongman? Krzysztof Radzikowski, były strongman: Przede wszystkim proste zasady, dzięki którym ludzie wiedzą, o co chodzi. Przysłowiowy Kowalski ogląda zawody i rozumie, że ten był szybszy, tamten zrobił więcej powtórzeń, a jeszcze inny podniósł największy ciężar. Poza tym przyciągają potężni mężczyźni, których na co dzień się nie spotyka. Trzecia kwestia to oczywiście sukcesy Polaków. Im więcej było medali, tym więcej osób się interesowało. Kilkanaście lat temu, w najlepszym okresie Mariusza Pudzianowskiego, Polacy faktycznie byli nacją najmocniej zainteresowaną zawodami strongman czy tak nam się tylko wydawało wewnątrz naszej bańki? - Polacy dalej się tym interesują, co tydzień są gdzieś w kraju jakieś zawody. To nie jest tak, że dyscyplina umarła. No tak, ale mowa o zupełnie innej skali. - Bo kiedyś trzeba było albo pojechać na zawody strongman, albo śledzić je przed telewizorem. Dzisiaj mamy internet, mamy YouTube, mamy media społecznościowe i jeśli ktoś chce zobaczyć rywalizację wielkich facetów, to po prostu ją sobie odtwarza. Gdy w 2002 roku pojechałem oglądać swoje pierwsze zawody do Zgierza, to trzeba było pojawić się na miejscu co najmniej trzy godziny wcześniej, żeby w ogóle się dostać. Ludzie siedzieli na drzewach! Jak to się przekłada na finanse? Czy dziś strongman może wyżyć tylko ze sportu? - Jeśli jest się w TOP3 podczas międzynarodowych zawodów, to można wyżyć, i to wyżyć bardzo dobrze. A jak wyglądają finanse podczas zawodów rangi krajowej? - Nie ma nawet sensu wspominać. Wspomnijmy więc o czymś innnym - o treningu. Jak ćwiczy strongman? - Są różne szkoły. Niektórzy trenują wszystkie konkurencje podczas jednych zajęć, inni skupiają się tylko na części z nich. Do tego trzeba jeszcze umieć połączyć to z typowym treningiem siłowym. Ja mogę powiedzieć na swoim przykładzie, że robiłem sześć jednostek treningowych w tygodniu: trzy na siłowni i trzy na specjalistycznym sprzęcie. Za jednym razem nie ćwiczyłem więcej niż trzech konkurencji. Całość zajmowała mi około 60-75 minut, bo później organizm był już zbyt przemęczony. Stosował pan dietę? - Nigdy nie byłem na żadnej diecie i z tego, co wiem, inni zawodnicy też nie. W naszej dyscyplinie zapotrzebowanie na kalorie jest tak duże, że można jeść wszystko. Nie jesteśmy kulturystami, naszym zadaniem nie jest pięknie wyglądać i rzeźbić ciało. Oczywiście są wyjątki - jak Mariusz Pudzianowski czy Jarek Dymek - którzy mieli idealną muskulaturę. Są jednak również zawodnicy jak Savickas i Wirastiuk, którzy są ogromni i tłuszcz chroni ich mięśnie przed zerwaniami. Po zakończeniu kariery strongman to fizycznie wrak człowieka? - To wszystko zależy, jak kto o siebie dba. Ja jestem na przykład zdrowy, trenuję sobie codziennie. Mariusz tak samo, zmienił przecież kilkanaście lat temu dyscyplinę na MMA i świetnie się w tym odnajduje. Nie brakuje jednak przykładów zawodników, którzy ignorowali kontuzje i teraz są w złym stanie. Wszelkie urazy trzeba dusić w zarodku, a nie czekać, aż się rozwiną. Świat strongmenów ma problem z substacjami dopingowymi? - Każdy jest dorosły i podchodzi do swojego życia tak, jak chce. Jeden wybierze długą drogę, inny krótką, ale intensywną. To znaczy, że jest przyzwolenie na środki nieakceptowane w innych dyscyplinach? - Powiem tak: strongman nigdy nie był dyscypliną olimpijską, nie został znormalizowany i ujednolicony. Na mistrzostwach świata są jednak kontrole. Jeśli ktoś chce dowiedzieć się, co jest dozwolone, a co zabronione, to niech po prostu zacznie uprawiać ten sport. Chcę zapytać o pańskie relacje z Mariuszem Pudzianowskim: czy motywacja rosła, kiedy miał pan okazję się z nim mierzyć? - Mariusz był dominatorem i pokonanie go w jakiejkolwiek konkurencji było wielkim sukcesem. Wychodziło się do niego z nastawieniem "bić mistrza". Zdecydowanie rywalizacja z nim dawała kopa motywacyjnego, biło się wówczas własne rekordy. Pudzianowski był też pańskim trenerem. Jak wypadał w tej roli? - Mariusz to człowiek, który pokazał mi, na czym polega strongman. Był bardzo ostrym trenerem, można wręcz powiedzieć, że katem. To przynosiło efekty na zawodach. Dostawałem w tyłek na treningu, a podczas mistrzostw mogłem się śmiać. Szokujący pomysł znanej zawodniczki. "Chcę walki z Mariuszem Pudzianowskim!"