Bondaruk przedłużył umowę z Polskim Związkiem Biathlonu o dwa lata, a uczynił to jeszcze przed zdobyciem przez swojego podopiecznego srebrnego medalu igrzysk olimpijskich. - Pewnie coś bym zmienił, ale teraz nie ma już o czym mówić - stwierdził Bondaruk. Ukraiński szkoleniowiec do tej pory zarabiał 6 tysięcy złotych miesięcznie brutto plus 2100 zł dodatku z Ministerstwa Sportu. Teraz ma zagwarantowane 6000 zł netto oraz 4000 zł comiesięcznej premii za turyński medal podopiecznego. - Opiekun skoczków Hannu Lepistoe też ma 6 tysięcy podstawowej pensji, ale w euro. Nie skarżę się, znam nasze miejsce w szyku, choć warto pamiętać, kto w Turynie zdobył srebro, a kto przyjechał z pustymi rękoma - podkreślił trener, który miał propozycję poprowadzenia reprezentacji Ukrainy. Ofertę Bondarukowi złożyli także Kanadyjczycy. - Kanadyjczycy oferowali 35 tysięcy dolarów (ok. 110 tysięcy złotych) rocznie, ale nie chciałem się ruszać z Polski. Gdyby dali dwa razy więcej, może bym się zawahał - wyznał Bondaruk. - Związek nie miał najmniejszego powodu, by nie przedłużać kontraktu trenera, a i on chciał zostać w kadrze. Polski biatlon odniósł w ostatnich czterech latach największe sukcesy w historii. Jeśli ktoś miałby zastąpić Romana Bondaruka, musiałby to być najwyższej klasy fachowiec. Trudno mi sobie wyobrazić współpracę z innym szkoleniowcem - mówił Tomasz Sikora. Prawdopodobnie kontrakt z Polskim Związkiem Biathlonu przedłuży także trenerka reprezentacji kobiet Nadia Biełowa. Zobacz galerię zdjęć Tomasza Sikory