Jednym z zadań Sakurady jest nadzorowanie prac mających zapewnić ochronę przed cyberatakami podczas olimpiady. Fakt, że nie podąża za technologią, wyszedł na jaw podczas sesji komisji parlamentarnej, kiedy odpowiadał na pytania przedstawicieli opozycji."Jestem niezależny od 25. roku życia i zawsze zlecałem tego typu prace mojemu sztabowi i sekretarkom. Nigdy nie używałem komputera" - przyznał.Spotkało się to z oburzeniem nie tylko przedstawicieli opozycji, ale także japońskich internautów. Jeden z nich zażartował w mediach społecznościowych, że Sakurada jest istotnie najlepszym specjalistą w tej dziedzinie, ponieważ żaden haker nigdy nie zdoła włamać się do jego komputera.Sakurada pełni obie funkcje od października, ale nie był to pierwszy raz, kiedy zaszokował opinię publiczną. Wcześniej, w odpowiedzi na pytanie, jaką kwotą rząd wesprze przygotowania do igrzysk olimpijskich i paraolimpijskich, podał sumę 1500 jenów. To równowartość ok. 50 złotych. W rzeczywistości władze Japonii mają przeznaczyć na ten cel ok. 150 miliardów jenów, czyli ok. pięciu miliardów złotych.O niektórych sprawach, m.in. dotyczących planu przyjazdu do Japonii oficjeli z Korei Północnej, którzy mają zakaz wstępu do kraju, Sakurada nie miał pojęcia, co otwarcie przyznawał. Po jednej z fali krytyki, jaka na niego spłynęła, polityk stwierdził, że odpowiedzialna za wszystko jest opozycja, która nie poinformowała go przez posiedzeniem, o co będzie go pytać - co, zdaniem Agencji Reutera, było w dodatku nieprawdą.