15-osobowa łączona kadra seniorek i U23 do Montebello wyruszyła 7 marca, gdy w Polsce zdiagnozowane były pojedyncze przypadki koronawirusa. Początkowo w Portugalii miały trenować do 26 marca, a następnie wrócić na kilka dni do kraju i ponownie zawitać na Półwysep Iberyjski, ale do innej miejscowości - Vila Nova de Milfontes. Pandemia koronawirusa sprawiła, że sztab szkoleniowy wraz z zawodniczkami podjął decyzję o niewracaniu do kraju i pozostaniu w Portugalii aż do 21 kwietnia. W środę reprezentantki wróciły do domów. - Leciałyśmy z Lizbony, przez Frankfurt do Berlina, a stamtąd już busami do Poznania. Podróż trwała 14 godzin, więc było to trochę męczące. Na pewno sporo się przez ten czas pozmieniało, mniej tłoczno jest na lotniskach, czasami ludzie muszą czekać w kolejce na zewnątrz, by wejść do środka - powiedziała PAP dwukrotna brązowa medalistka olimpijska Karolina Naja. Dla większości kajakarek ponad półtoramiesięczne zgrupowanie było najdłuższym w karierze. Naja, która dwa lata temu wróciła do sportu po urodzeniu syna, akurat w 2018 roku też spędziła sześć tygodni we włoskiej Sabaudii. - Wówczas poleciałam do Włoch z rodzicami i trzymiesięcznym synem. Trochę inaczej to wyglądało, bo byliśmy osobno zakwaterowani, sami gotowaliśmy, sprzątaliśmy. Nie chcieliśmy wracać do Polski na Wielkanoc ze względu na koszty, ale też by oszczędzić sobie podróżowania z małym dzieckiem. Było mi wtedy znacznie trudniej, a teraz nie mogłam na nic narzekać. Mieciu ma już dwa lata, przesypia całe noce i to już jest duży komfort - podkreśliła. W Portugalii nie tylko Naja była na zgrupowaniu z dzieckiem. Inna medalistka olimpijska Beata Rosolska brała swojego rocznego syna Szymona. To też ułatwiło im podjęcie decyzji przedłużeniu zgrupowania. - Gdybyśmy nie były z dziećmi, to na pewno przyszedłby taki moment zastanowienia się, czy to wszystko jest tego warte, czy tak powinno wyglądać życie rodzinne. Z jednej strony takie życie sobie wybrałyśmy, ale też nie będziemy poświęcać się za wszelką cenę. Ja zawsze podkreślam, że dopóki jest zdrowie, wewnętrzna motywacja i wsparcie dookoła, które pozwala mi być matką i sportowcem, to będę trenować. Jeśli któryś z tych czynników się wykruszy, to myślę, że się wycofam. Ale wierzę, że do takiej sytuacji nie dojdzie - zaznaczyła Naja. Utytułowana kajakarka Posnanii przyznała, że w trakcie obozu kadrowiczki miały ograniczony kontakt z otoczeniem i nie odczuły skutków pandemii koronawirusa. - To zgrupowanie specjalnie nie różniło się od innych. Tak naprawdę dla nas różnice było widać w sklepach, gdzie trzeba było zachować odstępy i do środka wpuszczano po kilka osób. Maseczki w Portugalii nie są obowiązkowe, ale niektórzy je zakładali - opowiadała. Kajakarki czeka teraz dwutygodniowa kwarantanna. Nad utrzymaniem dyspozycji będą musiały pracować w domu, co dla nich nie jest sytuacją zbyt komfortową. - Będziemy musiały odnaleźć się w nowej rzeczywistości, choć nie ukrywam, że miałam delikatną nadzieję, że inaczej zostanie to rozwiązane. Liczyłam, że tę wąską grupę sportowców będzie można przebadać na obecność koronawirusa. Nie muszę chodzić po sklepach, mogę zrezygnować z kontaktu z bliskimi. Nikogo nie chcę narażać. Chciałam jedynie po powrocie do kraju np. pobiegać w terenie czy podjechać nad jezioro z kajakiem i popływać w samotności - tłumaczyła. Międzynarodowa Federacja Kajakowa (ICF) odwołała wszystkie ważniejsze imprezy. Niewykluczone, że zawodnicy będą musieli pogodzić się z faktem, że ten sezon zakończą bez jakiejkolwiek rywalizacji. - Na pewno jest to jakiś problem, choć liczę, że może mistrzostwa Polski dojdą do skutku. A te zawody dla mnie są bardziej stresujące niż międzynarodowe, bo zawsze podkreślam, że najtrudniej jest walczyć wśród swoich. Po to pracujemy, żeby też startować w zawodach, bo to dla nas bardzo ważne - podsumowała 30-letnia kajakarka. autor: Marcin Pawlicki lic/ pp/