Mianem "meczu stulecia" określono pojedynek geniuszy szachowych Amerykanina Bobby'ego Fischera i Borisa Spasskiego z ZSRR. Do tego pojedynku mogłoby nie dojść, gdyby nie Henry Kissinger, były sekretarz stanu USA. Był rok 1972 i byliśmy w środku "zimnej wojny". Mecz o mistrzostwo Fischera ze Spasskim był zatem czymś więcej. To było starcie cywilizacji i systemów. Zainteresowanie tym pojedynkiem było ogromne. Najpierw złoto MŚ, a teraz takie wieści! 15-latek z Polski powitany jak król "Meczowi stulecia" groziło fiasko. I wtedy włączył się Henry Kissinger Przede wszystkim przyciągała osobowość Amerykanina, który był wyjątkowym ekscentrykiem. 29-letni wówczas Fischer prowadził trudne negocjacje ze światową federacją FIDE, które dotyczyły nagród pieniężnych, udziału w dochodach z transmisji, a także szczegółów samego meczu. Fischer tak długo odmawiał wyjazdu na Islandię, bo mecz miał się odbyć w Reykjaviku, że nawet ceremonia otwarcia odbyła się bez niego. Rozpoczęcie serii meczów zostało przełożone o dwa dni, bo nie znaleziono dobrego rozwiązania. Nagle nad "meczem stulecia" zawisła groźba fiaska. Zachowanie Fischera, postrzegane jako nieobliczalne, stało się nagle sprawą wagi państwowej w USA. W jej rozwiązanie włączył się Kissinger, który wówczas pełnił rolę doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Richarda Nixona. Ten dyplomata, który urodził się w niemieckim Fuerth w żydowskiej rodzinie, sam był zapalonym szachistą. Umówił się z Fischerem na rozmowę telefoniczną. Legenda głosi, że miał on powiedzieć do zawodnika: "Mówi najgorszy szachista świata, który chciałby porozmawiać z najlepszym". Po tym zaapelował do Fischera, grając nutami patriotycznymi. Jak się okazało, wpłynął na 29-latka i ten postanowił wziąć udział w tym wielkim wydarzeniu. Prawda jest jednak taka, że rozmowa obu panów owiana jest tajemnicą. Swoje zrobił też Jim Slater, brytyjski bankier, podwajając pulę nagród. Ostatecznie Fischer wygrał "mecz stulecia" w Reykjaviku 12,5:8,5. Został bohaterem narodowym, bo przełamał hegemonię szachistów z ZSRR. Fischer nigdy już nie zagrał. W USA groziło mu 10 lat więzienia Co ciekawe, od tego meczu Fischer nie rozegrał żadnej oficjalnej partii. W 1975 roku miał walczyć o tytuł mistrza świata z Anatolijem Karpowem, ale znowu zaczął stawiać warunki. Ostatecznie FIDE przyznała walkower Rosjaninowi, który rządził przez dziesięć kolejnych lat. Amerykanin zaczął się wycofywać z życia publicznego, a kiedy znowu znalazł się w centrum uwagi, stał się postacią tragiczną. W 1992 roku zmierzył się ze Spasskim w rewanżu na jugosłowiańskiej wyspie Sveti Stefan. To wszystko działo się środku wojny domowej, czym jawnie naruszył embargo gospodarcze nałożone przez jego ojczyznę na Jugosławię. W USA groziło mu do 10 lat więzienia, dlatego nigdy nie wrócił do ojczyzny. Otrzymał islandzkie obywatelstwo i tam też zmarł w 2008 roku z powodu niewydolności nerek. Miał 64 lata. Kissinger, który w czasie "meczu stulecia" miał 49 lat, zmarł 29 listopada. Miał 100 lat. Afera w polskiej kadrze. Trener wydał oświadczenie. Padły mocne słowa