Kawa, najbardziej utytułowany polski zawodnik, zapewnił sobie złoty medal dopiero w ostatnim dniu rywalizacji. Po sześciu zadaniach zajmował drugą lokatę za Niemcem Janem Omselsem. Jego rywal zanotował słabszy występ w sobotę, zajął dopiero 18. miejsce, dzięki czemu Kawa awansował na pierwsze miejsce w klasyfikacji końcowej, a na drugą pozycję "wskoczył" Łukasz Grabowski (Aeroklub Włocławski). Polscy szybownicy zdobyli łącznie cztery medale indywidualne. Wicemistrzostwo świata w klasie Klub zdobył Tomasz Rubaj (Aeroklub Gliwicki), a brązowy w klasie standard Mateusz Siodłoczek (Aeroklub ROW Rybnik). Polska reprezentacja sięgnęła po złote medale w klasyfikacji drużynowej, zdecydowanie wyprzedzając Szwedów i Niemców. Jak powiedział PAP dyrektor zawodów Maciej Całka, medali mogło być jeszcze więcej. "Przed mistrzostwami taki dorobek medalowy bralibyśmy w ciemno. Ale apetyty rosną w miarę jedzenia. W klasie Klub przed ostatnim dniem Rubaj prowadził w klasyfikacji generalnej, a Barszcz był drugi. Byli faworytami, ale niestety, dziś im nie +poszło+ i straciliśmy jeden medal" - skomentował. Jak dodał, organizacja mistrzostwa świata okazała się dużym wyzwaniem, a dodatkowo często trzeba było walczyć z siłami natury. "Międzynarodowa Federacja Lotnicza bardzo starannie wybiera organizatorów takich imprez. Trzeba spełnić bardzo wysokie wymagania. Do tych zawodów przygotowywaliśmy się przez trzy lata i teraz możemy powiedzieć, że wszystko się udało. To zasługa ciężkiej pracy wielu, często anonimowych ludzi. Jedynym negatywnym akcentem była pogoda, która często spłatała nam figla. Zwykle w lipcu mamy pełnię lata, teraz było jednak inaczej, mieliśmy głęboki niż z deszczową pogodą. Sukcesem w tej sytuacji było przeprowadzenie siedmiu konkurencji" - podsumował Całka. Oficjalnie zakończenie mistrzostw i dekoracja zawodników odbędzie w niedzielę na lotnisku w Michałkowie. W zawodach wystartowało 132 zawodników z 24 krajów.