Artur Gac, Interia: Mnóstwo osób jest zbulwersowanych postawą Roberta Karasia, który bardzo lekko podchodzi do swojej wpadki dopingowej. Panu także "dostało się", gdy gość Kanału Sportowego bez zażenowania stwierdził, że to przez pana stracił 600 tys. zł w jeden dzień. Zacząłbym od tego, czy chciałby pan na te słowa coś odpowiedzieć? Michał Rynkowski, dyrektor POLADA: - Dla mnie to zupełnie niepoważne sformułowanie i totalnie abstrakcyjne. Na dobrą sprawę bardzo trudno się do tego dosadniej odnieść. Olimpijczyk kpi z Karasia. Zupełnie się nie hamuje. "Poziom umysłowy dziecka" Postawa pana Karasia wydaje się, że jest katastrofalna z punktu widzenia całej edukacji poświęconej walce z dopingiem. Przekaz, że doping jest czymś złym i zakazanym, powinien być oczywistością. Wielu sportowców, owszem, idzie w zaparte, tymczasem tu mamy do czynienia z niemoralnym przekroczeniem granicy w drugą stronę, czyli relatywizowaniem problemu. - Zdecydowanie podpisuję się pod tym wszystkim, co zawarł pan w pytaniu. Niestety, ale w przypadku tego wywiadu Robert Karaś pokazał, że jest antysportowcem. Powiem szczerze, że trudno w tej chwili jego status rozpatrywać w innych kategoriach. Usprawiedliwia on bowiem stosowanie substancji zabronionych przygotowywaniem się do freak fightów, z takim założeniem, że te substancje po krótkim okresie już nie będą obecne w jego organizmie, tak aby mógł przygotowywać się do triathlonu. Przecież nie można prowadzić dwóch równoległych, sportowych żyć. Ponadto wiedział, że w Brazylii będzie podlegał kontroli antydopingowej. Steroidy anaboliczno-androgenne dość długo oddziałują na organizm. Istnieją takie prace naukowe, które wskazują, że nawet jednokrotne zastosowanie substancji z tej grupy powoduje nieodwracalne, pozytywne skutki dla organizmu. Pojawiają się takie postulaty, aby osoby na nich przyłapane były dożywotnio dyskwalifikowane. W świetle tego, co pan mówi, takie postulaty mają uzasadnienie. - Oczywiście, że mają. Natomiast też zgodnie z podejściem całego systemu antydopingowego, trzeba było to wszystko wyważyć. Obecnie można dożywotnio zdyskwalifikować zawodnika, ale tylko przy recydywie, a dokładnie trzykrotnym naruszeniu rzeczonych przepisów. - Wracając do pana Karasia, jak jeszcze pomyślę o badaniu wariografem... Ono zupełnie nic nie wnosi do sprawy, a nadaje jej tylko dodatkowej śmieszności. Do tego pozwolił sobie na stwierdzenie, że jest jedynym zawodnikiem, który badał się wariografem, gdy w historii sportu polskiego oraz światowego takich przykładów było wiele. Co do zasady, takie badanie nie jest uznawane za jakikolwiek dowód rozstrzygający. Jest traktowane na równi z zeznaniem świadków. Podał Karasiowi doping, teraz zabrał głos. "Nie spodziewałem się" Pana w tej całej sprawie, biorąc pod uwagę medialne wypowiedzi pana Karasia, co najbardziej bulwersuje? - Dla mnie uderzająca jest ignorancja, zupełna ignorancja jeśli chodzi o przepisy oraz, mam takie odczucie, stawianie siebie ponad wszystkich. Ten pan zupełnie nie utożsamia się ze światem sportu, wartościami sportowymi i obowiązującymi zasadami. Spostrzegłem, co napawa optymizmem, że znakomita większość opinii publicznej jednoznacznie i bardzo szybko oceniła jego postawę. Moja ocena jest bardzo zbieżna. A należy zdać sobie sprawę, że tutaj w grę wchodzą także wątki natury kryminalnej. Pamiętajmy bowiem, że podawanie substancji zabronionych z grupy S1, S2 i S4, czyli jak w tym przypadku meldonium i drostanolon, jest przestępstwem jeżeli jest realizowane bez zgody zawodnika. Udostępnianie tych substancji oraz ich produkcja także jest przestępstwem. Tutaj pojawia się pytanie, skąd te substancje znalazły się w posiadaniu pana je podającego, posługującego się dwojgiem imion Michał Maciej. To oczywiście także będzie przedmiotem dalszych śledztw i analiz. Zdecydowanie już po stronie POLADA i prokuratury. No właśnie, to też kluczowa kwestia. Analiza próbek jest po stronie Brazylijczyków, natomiast w pozostałych sprawach do gry wchodzi Polska Agencja Antydopingowa? - W tym wypadku tak i mówimy to już w poważniejszym tonie. Ale nie tylko my, lecz również organy ścigania. My będziemy realizować swoje postępowanie śledcze, choć medialność tej sprawy bezwzględnie nie będzie tego ułatwiała. Generalnie śledztwa lubią spokój i ciszę, a tutaj mamy do czynienia ze sprawą, o której wiedzą wszyscy, więc trudniej będzie ją badać. Zważywszy, że mogło dojść nawet do wspomnianego przestępstwa. Powiedział pan już, że zawodnik zaczął usprawiedliwiać stosowanie substancji zabronionej przygotowywaniem się do walki na gali freak fightowej, mimowolnie zwracając uwagę, że tam na dużo więcej mu wolno. Niniejszym w pełni zdemaskował, jakie reguły panują w tych widowiskach. - Wszystkie te wydarzenia freak fightowe funkcjonują poza systemem antydopingowym. Jakby nie patrzeć są to imprezy nastawione na rozrywkę, mają być popularne i przynosić zyski. Walor sportowy jest tam na niższym miejscu, nie potrafię wskazać, gdzie dokładnie. Jeśli chodzi o szybkość postępowania, kiedy można spodziewać się finalnego rozstrzygnięcia? - Dużo będzie zależeć od sprawności funkcjonowania Międzynarodowej Federacji Ultra-Triathlonu. Ciężko mi powiedzieć, ponieważ nigdy wcześniej z nimi nie współpracowaliśmy. Natomiast cała sprawa może jeszcze potrwać, zakładam, kilka tygodni, jeśli nie miesięcy. Z dopingiem w sporcie walczy pan od 2009 roku. Czy kiedykolwiek wcześniej spotkał się pan z porównywalnym przypadkiem sportowca, który przyjąłby taką postawę, jak pan Karaś? - Jeżeli chodzi o sposób przekazywania informacji oraz medialność, jest to pierwszy tego rodzaju przypadek w ogóle. Zdarzały się historie, gdy zawodnicy już na sali rozpraw przyznawali się do stosowania substancji zabronionych i mówili o tym wprost, niemniej jednak w ten sposób - żeby to zadziało się poza organem dyscyplinarnym - mamy do czynienia po raz pierwszy. Tak więc jest to precedens. Rozmawiał Artur Gac