Robert Karaś zbudował swoją popularność występami w 10-krotnym Ironmanie, a mnóstwo osób śledziło jego walkę o pobijanie kolejnych rekordów w tym odłamie triathlonu. On sam potrafił dobrze wykorzystać swoją rozpoznawalność, dołączając do federacji freakfightowej FAME MMA, gdzie jedną walkę ma już za sobą, a kolejna została już oficjalnie ogłoszona. Jego pomnik zaczął się jednak burzyć w momencie ogłoszenia informacji o wykryciu w jego organizmie obecności substancji dopingujących. Karaś początkowo szedł w zaparte, zarzekając się, że nigdy nie stosował żadnych nielegalnych wspomagaczy. "Oświadczam, że nigdy nie stosowałem żadnej formy dopingu. Przed startem w Brazylii sam zabiegałem u organizatorów o zapewnienie badań antydopingowych, ponieważ tylko w ten sposób mój wynik mógł zostać oficjalnie uznany za rekord świata" - przekazał w swoim oświadczeniu, a w jego obronie stanęło FAME MMA, a także część kolegów po fachu. Podał Karasiowi doping, teraz zabrał głos. "Nie spodziewałem się" Robert Karaś przyznał się do przyjmowania dopingu. Środowisko sportowe z jasną opinią On sam zdecydował się wziąć udział w programie "Hejt Park", by przedstawić argumenty na swoją obronę. Mówiąc delikatnie, nie wyszło. W rozmowie Karaś przyznał się bowiem wprost, że miał świadomość przyjmowania nielegalnego środka, ale... liczył, że nie zostanie on wykryty w czasie testów. Wspomniany środek, miał bowiem utrzymać się w jego organizmie maksymalnie 3 dni, a został wykryty kilka miesięcy później. Żadnej skruchy w jego wykonaniu nie uświadczyliśmy, wręcz przeciwnie, pojawiło się z jego strony oskarżenie wymierzone w szefa Polskiej Agencji Antydopingowej. Środowisko sportowe jest w zasadzie jednomyślne w ocenie jego działań. Jest to różnie ubierane w słowa, mniej lub bardziej ostro, ale puenta wszystkich jest podobna - Robert Karaś próbował wszystkich oszukać i teraz ma pretensje do świata, że został na tym przyłapany. Michał Chmielewski z TVP Sport uważa, że miejsca w sporcie dla takich osób po prostu być nie powinno. Dużo ostrzej podsumowuje go z kolei Jakub Kędzior z Interii Sport, który punktuje właśnie takie nastawienie Karasia, który winę widzi u wszystkich, poza samym sobą. "Robert Karaś przyznał, że miał świadomość, że bierze niedozwoloną substancję. Przyznał się, że zwyczajnie liczył na to, iż go nie złapią, bo się wyczyści. I ma pretensje do sponsorów, że się wycofali, bo nie chcą wspierać dopingowicza. No regularny idiota" - stwierdził. O medialną banicję dla Karasia apeluje także Artur Gac. "Robert Karaś to od dzisiaj, po tym bezwstydnym wyznaniu, persona non grata w świecie sportu. Domknąć skandal, niebawem poinformować o dotkliwej sankcji i koniec. Facet powinien zniknąć. Miał swoje pięć minut sławy i pieniędzy, teraz powinien spędzić wieczność w medialnym zapomnieniu" - przekazał. "Jedna z najpoważniejszych spraw w historii". Karasia mogą czekać spore kłopoty. Władze mówią wprost Na maksymalną możliwą karę liczy z kolei Mateusz Ligęza z Radia Zet, zaznaczając jego cyniczne podejście do całej sprawy i potencjalny autorytet, jakim mógł się stać dla młodszych osób. "Trzeba trzymać kciuki, że po tym "występie" Robert Karaś otrzyma maksymalną 4-letnią dyskwalifikację, która będzie surowo przestrzegana. Cyniczne podejście do dopingu. Świadome zażywanie zabronionych substancji. Nie dla takich osób w sporcie. Dzieci, młodzież, są inne autorytety" - podsumował. Na razie jednak nie zapowiada się, by Karaś miał zostać wykluczony ze świata sportu, przynajmniej tego w środowisku freakfightów. Federacja FAME MMA najpierw wprost wyraziła dla niego poparcie, a w poniedziałek udostępniła kartę walk na swoją nadchodzącą galę. Znalazł się na niej Karaś, który w walce na zasadach boksu w małych rękawicach ma zawalczyć z Kubą Nowaczkiewiczem.