Bez dwóch zdań sportowcy z pierwszych stron gazet albo ci goszczący często na stronach głównych portali internetowych, czy ci działający prężnie w social mediach, mogliby wpływać na kształtowanie rzeczywistości. Tymczasem rzadko zdarza się im zabierać głos na tematy ważne społecznie, nie mówiąc już o politycznych. Jeżeli już to są pojedyncze przypadki i zazwyczaj dotycząc sportowców z niszowych dyscyplin, choć zdarzają się też wyjątki. Mocno na tematy polityczne wypowiedział się choćby Marcin Gortat, były koszykarz NBA, w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" przed wyborami parlamentarnymi. - Jestem nie tyle zaskoczony, ile zasmucony czy przerażony tym, jaki paskudny system powstał w Polsce. Ja spotykałem się i współpracowałem - na różnym gruncie - z politykami PiS, tak samo jak wcześniej miałem relacje z politykami Platformy Obywatelskiej. Nigdy nie powiem, że PiS to tylko źli ludzie. Jednak stworzyli system, w którym każdy, kto się sprzeciwi, jest niszczony! (...) Uważam, że dla dobra naszego kraju i dla naszego własnego dobra tę partię w wyborach musimy odsunąć od władzy - mówił Gortat. Już raz odmówił PiS. "Musiałbym chodzić w worku pokutnym" Sportowcy nie angażowali się w kampanię wyborczą W rozmowie z Interia Sport, Katarzyna Zillmann, wicemistrzyni olimpijska w wioślarstwie, która walczy o prawa osób LGBT, zachęcała do pójścia na wybory. Można zatem powiedzieć, że była aktywna w kampanii. Justyna Kowalczyk-Tekieli, jedna z najlepszych biegaczek narciarskich w historii, wskazywała nawet, na kogo odda swój głos. Ona zresztą wielokrotnie w przeszłości zabierała głos w ważnych sprawach społecznych. Jak choćby wtedy, gdy Trybunał Konstytucyjny orzekł w październiku ubiegłego roku, że przepis zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, jest niezgodny z konstytucją. Głosu w ważnych sprawach, także przed wyborami, nie bał się zabrać kajakarz Dariusz Popiela, ale on od lat jest aktywny na tym polu. To wszystko są jednak jednostki. - Było mi przykro, że świat sportu, a przede wszystkim sportowcy byli tak mało aktywni w tej kampanii. Sport to jest przecież odwaga. Tymczasem było smutno, kiedy sportowcy milczeli. Poza Marcinem Gortatem sygnałów, związanych z tych wyborami, nie dostrzegłem. I to mnie bardzo martwi. Być może ludziom ze świata sportu było tak wygodnie, a może po prostu bali się, by nie stracić sponsora, a w przypadku prezesów związków groziło to może nawet utratą dotacji. Kilka tygodni temu atakowano jedną z piosenkarek, że w czasie koncertu na Stadionie Narodowym nie wypowiedziała słowa związanego ze zbliżającymi się wyborami. A sportowcy? Milczeli. Jakiś czas temu rozmawiałem z bardzo znanym polskim sportowcem. Nie powiem nazwiska, ale to była jedna z najsmutniejszych dyskusji. Dostrzegłem, jak ta osoba wpasowała się bardzo w to, co jest, jak boi się cokolwiek powiedzieć, bo... być może sponsor zerwie umowy. Przykre - mówił Tomasz Zimoch, były dziennikarz Polskiego Radia, a obecnie poseł Trzeciej Drogi, w rozmowie z Interia Sport. Kiedyś rozmawiałem z Popielą i jego zdaniem, we współczesnym świecie, sportowcy właśnie powinni angażować się w tematy wykraczające poza sport. - To sportowcy mają nieść przesłanie. Bez tego sport staje się wydmuszką, w której menedżerowie czy sponsorzy decydują o tym, co ma mówić i robić zawodnik - mówił nasz utytułowany specjalista od slalomu kajakowego, który był olimpijczykiem w 2008 roku. Trudno się z tym nie zgodzić. Z drugiej strony niestety sportowcy w dużej mierze uzależnieni są od sponsorów, a tak się złożyło, że w ostatnich latach tymi najczęściej w związkach były spółki Skarbu Państwa, a zatem podległe władzy. Można było zatem - z perspektywy sportowca - wiele stracić, a niewiele zyskać. Sportowcy omijają politykę. Ekspert wyjaśnia Dlaczego sportowcy nie angażują się w polityczną kampanię? Zdaniem Kity są trzy powody. - Drugi powód to też koszty, ale te mentalne i związane z własnym czasem i energią. Musimy pamiętać o tym, że jeśli sportowiec wypowiada się na jakikolwiek gorący temat, to nie polega to na tym, że coś powie i to jest koniec. To wszystko ma swój dalszy ciąg. Wpada wówczas w wir zdarzeń. Pojawiają się rozmaite reakcje, pytania, kontropinie, na które trzeba odpowiadać. Pojawiają się też kolejne wywiady. Swoim życiem zaczynają żyć social media. Pojawiają się komentarze. I te pozytywne, i te negatywne. Dodatkowo, w przypadku polityki od razu pojawia się brutalizacja i te komentarze są często agresywne, często niemerytoryczne i ad personam. To na sportowca źle wpływa. Zarówno w kontekście mentalnym, jak i czasowym. Trudno jest bowiem strząsnąć z siebie cały ten wir. Wtedy sportowiec traci koncentrację na swoich zadaniach. To wszystko może przeszkadzać w skupianiu się na osiąganiu wyników - kontynuował. - Trzeci powód to problemy kompetencyjne. Czy można odpowiedzialnie wypowiadać się o sprawach, których wystarczająco się nie zgłębiło? Skąd w ogóle wziąć czas na zgłębianie tematów, jeśli tak wiele potrzeba go na zawodowe treningi i rywalizację? Teoretycznie ogólnie wiadomo, o co chodzi w najważniejszych tematach, ale raczej sportowiec nie orientuje się w niuansach, szczegółach, przepisach, korelacjach ekonomicznych, legislacji itp. Gdyby zatem sportowiec chciał coś komentować, musiałby się o wiele bardziej zgłębić wiedzę na dany temat. To wiąże się jednak z czasem i znowu z dekoncentracją własnych zasobów, czasu i energii. Bez studiowania problemu, mógłby wypowiadać się tylko ogólnie, pobieżnie. Trochę na zasadzie pływania po powierzchni, a przecież głos sportowców jest nośny, zauważalny - dodał. Oczywiście trzeba zaznaczyć, że nie każdy musi się wypowiadać na każdy temat. Przecież wiele osób publicznych w ogóle nie zabiera głosu w ważnych sprawach. Tym bardziej, jeśli chodzi o politykę. Nie można bowiem wymagać tego, by każdy epatował swoimi poglądami publicznie, choć akurat kiedyś była długa dyskusja dotycząca czynienia znaku krzyża przez sportowców. W pewien sposób to też jest manifestacja swoich poglądów, a także wychylenie się zza bram, które strzegą ich prywatności. To publiczna manifestacja tego, że jest się osobą wierzącą i religijną. I to często na oczach milionów. - Znak krzyża oparty jest na religii i wielowiekowej tradycji. Tymczasem mówimy o sprawach bieżących, często zupełnie nowych, nagłych i niespodziewanych, do których trzeba się ustosunkowywać - zauważył Kita. Naszego eksperta zapytaliśmy jeszcze o to, czy sportowiec, który jest idolem tłumów i mający zasięgi w social mediach, mógłby wpłynąć na wynik wyborów? - W sposób fundamentalny, na pełny czy ostateczny wynik wyborów, na pewno nie. Może jednak pobudzić i skłonić do działania swoją konkretną grupę najbardziej zafascynowanych fanów. To ma znaczenie, bo polityka to także kalkulatory wyborcze i głos do głosu robi swoje. Im więcej zaangażowań z różnych stron i źródeł, tym lepiej. Na pewno też głosy sportowców nie pozostają niezauważalne. Mogą stać się częścią propagandy. Nie przesądzałbym jednak o ich randze, czy skali zjawiska - zakończył prezes Sport Management Polska. Czy to koniec mistrza Polski? Do tego nawołuje senator z opozycji