Czwartkowy, przedostatni najdłuższy etap prowadził z Ras El Oued do Tozeur i miał 295 kilometrów długości. Przygoński jechał jako drugi w stawce zawodników, od startu gonił lidera Rodriguesa, ale rywal jechał bardzo szybko i nie dał się wyprzedzić. Na mecie Czachor był czwarty, a Dąbrowski piąty. "Helder pokazał dzisiaj prawdziwą klasę godną trzeciego zawodnika na Dakarze. Ja rozpocząłem dobrze, ale później miałem problemy z koncentracją i nie byłem w stanie dotrzymać mu tempa. Mimo to nie popełniłem wielu błędów nawigacyjnych i jechałem dobrze. W piątek ciężko będzie odrobić straty, nie pozwalała na to specyfika trasy" - powiedział Przygoński, który traci do lidera ponad 9 minut. W piątek rozegrany zostanie ostatni etap; zawodnicy przejadą dwie pętle, będą startować równolegle, tak, jak podczas zawodów motocrossowych. W takich warunkach wyprzedzanie jest bardzo trudne, nawet niebezpieczne. Po pięciu etapach kapitan Orlen Teamu Jacek Czachor jest w klasyfikacji generalnej na trzeciej pozycji za Przygońskim, Marek Dąbrowski zajmuje piąte miejsce w generalce i pierwsze w klasie Open. "To był etap trudny nawigacyjnie. Na samym początku jechaliśmy po bardzo krętych ścieżkach z licznymi rozjazdami, później zrobiło się szybko, a w dalszej części znów kluczowe okazało się prawidłowe wytyczanie trasy. Popełniłem błąd, podobnie jak większość zawodników, chyba tylko Rodrigues pojechał tam dobrze" - przyznał Czachor. Poważne problemy techniczne miał w czwartek na trasie Marek Dąbrowski, który ma mecie zameldował się na piątej pozycji ze stratą ponad 25 minut do zwycięzcy. "Walczę o zwycięstwo w klasie, dlatego w piątek koniecznie muszę być na mecie. Dzisiaj trochę pobłądziłem, ale strata nie jest duża. Gorsza sprawa była z silnikiem, który od początku nie pracował na wysokich obrotach, a później stracił moc. Mechanicy będą musieli go wymienić, prawdopodobnie rozleciał się korbowód. To cud, że dojechałem do mety" - mówił Marek Dąbrowski.