INTERIA.PL: Jakie ma pan pierwsze wspomnienia świąteczne? Przemysław Miarczyński: - Kiedy sięgam pamięcią wstecz do świąt z czasów dzieciństwa przypominają mi się oczywiście różnego rodzaju prezenty takie jak np. pierwsza pianka lub trapez do windsurfingu, z czego się bardzo cieszyłem. Jest jednak coś jeszcze i być może to trochę dziwne, ale najbardziej pamiętam, że był to czas kiedy poza potrawami świątecznym na stole stały pomarańcze, banany, orzechy laskowe i włoskie, co w tej chwili jest rzeczą raczej normalną. Czym jest magia świąt w państwa rodzinie? - Magia świąt to chyba to, że nie ma drugiej takiej okazji w ciągu roku, żeby spotkała się cała nasza najbliższa rodzina. Mnie nie ma w domu przez około 200 dni w roku. Mój o rok starszy brat jest trenerem norweskiej kadry żeglarskiej, co oczywiście wiąże się z dużą ilością wyjazdów. Tata z kolei często wyjeżdża do Szwecji pracować. Wszyscy jednak staramy się tak zaplanować wyjazdy, żeby na te święta być w domu. Robiąc prezenty myślimy o każdej osobie, by kupiony upominek sprawił mu radość. Jak spędzają państwo święta? - Święta spędzamy zwykle tradycyjnie w domu wspólnie z najbliższą rodziną. W związku z tym, że moja żona Kasia jest z Mrągowa, od 4 lat na zmianę jesteśmy w Mrągowie lub w domu w Sopocie. Wyjątkiem był rok 2011 kiedy wspólnie z Kasią oraz dwójką naszych dzieci, Ewą (5lat) i Patrykiem (2,5roku) spędziliśmy Boże Narodzenie w Australii. Tuż przed świętami odbywały się tam mistrzostwa świata. Na Antypodach jednak ciężko odczuć prawdziwy klimat oraz atmosferę jaka towarzyszy nam zwykle w czasie świąt. Było super, ale renifery ciągnące sanie po piasku między palmami to nie to samo co na śniegu. "Kevin sam w domu" z Polsatem czy, mimo trudów startów i przygotowań, aktywne święta? - Jak najbardziej aktywne święta. Mieszkamy w Sopocie, a tu jest co robić. Mając pod domem chociażby Łysą Górę do jazdy na nartach zjazdowych, trasy w lesie do nart biegowych oraz plażę do biegania czy spacerów, grzechem byłoby nie poruszać się z dzieciakami. Poza tym nie mamy w domu telewizora więc co najwyżej bajki dla dzieci puszczane będą z komputera. Tradycja przede wszystkim, czy są jakieś zwyczaje świąteczne typowe wyłącznie dla państwa rodziny? - Zwyczaje raczej tradycyjne. Są różnice w potrawach świątecznych między domem moich rodziców i rodziców Kasi, którzy pochodzą z Mazur. Podstawowa to karp u rodziców żony i jego brak u moich rodziców. U Kasi jada się barszcz czerwony z kołdunami, a u mnie zupę grzybową i pierogi. Czy ma pan czas na świąteczne przygotowania? Jak wygląda podział obowiązków w państwa domu? - W tym roku po raz pierwszy święta będą w naszym domu. Do tej pory spędzaliśmy je u rodziców w związku z czym było dużo łatwiej. Podział jest taki, że część potraw przygotowują rodzice a część my tzn. Kasia, ponieważ ja, niestety wróciłem ze zgrupowania w sobotę 21 grudnia, a na niedzielę zaplanowane miałem odwiedziny w domu dziecka w Konstancinie. Moim zadaniem będzie przygotowanie choinki oraz wspólne jej ubieranie. Nie jest to dużo, ale bardzo chętnie pomogę i być może jeszcze do czegoś się przydam. Gotuje pan? Może podzieli się pan przepisem na ulubione świąteczne danie? - Gotuję głównie na zgrupowaniach dla siebie. Są to oczywiście bardzo proste dania i przyznam się, że niestety nic świątecznego ugotować nie potrafię. Czego życzyłby pan sobie i swojej rodzinie na najbliższy rok? - Rodzinie życzę przede wszystkim zdrowia, dużo wolnego czasu, spełnienia marzeń, no i żeby byli po prostu szczęśliwymi ludźmi. Sobie życzę więcej czasu spędzanego z żoną i dziećmi, wytrwałości i motywacji do treningu, braku kontuzji, dalszej radości z życia i uprawianego sportu a jeżeli chociaż część z tych rzeczy się spełni to wyniki też będą dobre. A swoim kibicom czego pan życzy? - Tego samego co rodzinie oraz oczywiście dużo pozytywnych sportowych emocji. Rozmawiał: Dariusz Jaroń