Nie chcę demaskować swojego rozmówcy, sprawuje dość istotną funkcję w strukturach piłkarskich, nawet nie było w nim złej woli, on po prostu stwierdził, w jaki sposób środowisko futbolowe w Polsce o kobietach rozmawia. Zresztą wystarczy przejść się na stadion, kiedy znów będą na nich kibice, a do sędziowania jako asystentkę wyznaczona zostanie kobieta. Nie ma możliwości, by nie spotkała się ona z lawiną seksistowskich uwag. Padają bezceremonialnie, oparte są na stereotypach, co gorsza nikt na nie reaguje, a większość kwituje żenujące pokrzykiwania salwami śmiechu. Rzecz dotyczy przede wszystkim piłki nożnej, która z fałszywego założenia od dziesięcioleci jest miejscem zarezerwowanym tylko dla mężczyzn, ale jest spotykana także w innych sportach. Ale żeby nie było, nie tylko wpasowujący się w anonimowy tłum kibice, także autorytety w dziedzinie sportu. Niestosowne uwagi zdarzyły się przecież i prezesowi PZPN Zbigniewowi Bońkowi, jak pamiętam także trener reprezentacji Adam Nawałka w pisanym sportowymi zabobonami regulaminie nie dopuszczał, by w otoczeniu kadry były kobiety. Co tam Boniek, co tam Nawałka, pamiętacie galę Złotej Piłki, najbardziej żenującą ceremonię ostatnich lat, kiedy prowadzący Martin Solveig zaproponował nagradzanej piłkarce roku Adzie Hegerberg, by pokręciła pupą na scenie? Zresztą, kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Prawdą jest, że jeszcze długo będziemy wychodzić ze sztywnego podziału ról, w których mężczyzna jest sportowym herosem do podziwiania (chodzi także o eksponowane stanowiska), a kobietom szczerze uznawać ich wyczyny. Jak się okazuje, także sędziwy Japończyk - tu znów opierając się na stereotypach, wydawałoby się, że na takim stanowisku i latami doświadczeń musi być poprawny do bólu - wpakował się swoim postrzeganiem spraw w należne mu tarapaty. Jego słowa o kobietach mających "silne poczucie rywalizacji i potrzebę mówienia" słusznie wzburzył cały świat. Wpisane w kontekst dyskusji były skandaliczne i trudno z tym dyskutować. W piątek ma dojść do dymisji, a Moriego ma zastąpić Saburo Kawabuchi, 84-letni były szef Japońskiego Związku Piłki Nożnej. To, co wydarzyło się, a właściwie wydarzy w związku ze słowami Moriego, jest słusznym zwróceniem uwagi na problem dyskryminacji kobiet w zarządzaniu sportem. Przypomnijmy, mamy do czynienia z bezprecedensową sytuacją przełożenia igrzysk olimpijskich z powodu pandemii koronawirusa, misją niezwykle trudną do wykonania ze względu na wciąż wielkie zagrożenie COVID-19. Tym bardziej należy cieszyć się, że temat wypowiedzi Moriego nie umknął w obliczu "istotniejszych spraw". Głos sprzeciwu zabrały przecież japońskie sportsmenki z wybitną tenisistką Naomi Osaką na czele, w symbolicznym proteście z pomocy przy organizacji igrzysk zrezygnowało setki wolontariuszy, nie mówiąc już o oficjalnych skargach, jakie wpłynęły do organizatorów igrzysk. Oburzyli się również sponsorzy z Toyotą na czele. Dodajmy, że sportem w Japonii jako minister dowodzi Seiko Hashimoto, a gubernatorką Tokio jest Yuriko Koike, która już zapowiedziała bojkot spotkań w sprawie igrzysk, jeśli Mori nie zostanie odsunięty. Jeszcze raz pragnę podkreślić, tekst ten ani jest usprawiedliwieniem Moriego i jemu podobnych w swoich poglądach, ani pochwałą dla utrwalonych stereotypów. Wszędzie na świecie, a zwłaszcza w krajach niedojrzałej demokracji z jasnym patriarchalnym dziedzictwem, trzeba będzie wypleniać to myślenie latami. Już w młodości w szkołach wmawiano nam przecież, że kobiecego sportu nie da się oglądać z takimi emocjami, jak męskiego. Ba, usłyszałem to z ust nauczycielki wychowania fizycznego, a nie wyłaniającego się z szatni mizogina w dresach. Na szczęście czasy się zmieniły; sport jest i mężczyzną, i kobietą. Mówmy o tym głośno! Przemysław Iwańczyk