Tomasz Kalemba, Interia Sport: Bijesz jakiś rekord? Marta Walczykiewicz: - Nie wiem właśnie. Musiałabym sprawdzić, kto ma najwięcej medali mistrzostw Polski. Może nie jestem najlepsza, ale na pewno jestem gdzieś w czubie klasyfikacji medalowej mistrzostw Polski w kajakarstwie. To już jest tylko zabawa, czy dalej poważne wiosłowanie? - Bawię się już teraz tylko w kajaku. Robię dla przyjemności. Zawsze chciałam wystartować w zawodach typu mistrzostwa Polski już bez wielkiej presji i zajmując się zupełnie innymi rzeczami. Cud w Poznaniu, to może być wielkie święto. Polska gwiazda jest w wyśmienitej formie Marta Walczykiewicz uprawia dwie dyscypliny Kajak to już chyba do końca życia z tobą zostanie? - Pewnie tak. Za bardzo kocham sport i kajaki, żeby ot, tak się z nimi rozstać. A jak widać, całkiem dobrze jeszcze sobie daję radę, skoro jestem mistrzynią Polski. Nie trenuję jak wyczynowiec. Sama jestem dla siebie trenerem. Po prostu robię to, na co w danym momencie mam ochotę. Poza kajakarstwem bawię się jeszcze w inny sport. Co to jest? - Jeździectwo. Zajmuje mi ono sporo czasu, bo tam się jednak trochę trzeba potrenować. Mam dwa swoje konie. Mam dwie kobyłki. Jedna z nich, która nabyłam niedawno, była w sporcie wyczynowym. Myślę, że dzięki temu - jeśli jej starczy sił - to pociągnie mnie klasę wyżej i zrobię jeszcze fajne wyniki. Mam pewne plany związane z tym sportem. Trenuję w klubie jeździeckim Kaja w Ceków Kolonia, gdzie moim trenerem jest Marcin Początek. To syn olimpijczyka z 1972 roku. Jeździectwo to sport, który można rzeczywiście uprawiać dość długo, a ty w sumie jesteś w nim świeżakiem. - To prawda. Zawsze zastawiałam się, jak to wygląda procentowo, jeśli chodzi o to, ile zależy od konia, a ile od jeźdźca. Teraz już wiem, że jednak 70 procent sukcesu, to jest dobry koń. Oczywiście jeździec też musi wszystko ogarnąć, ale jak masz świetnego konia, który jeszcze do tego wybacza twoje błędy, to już jest w ogóle bajka. W sporcie jeździeckim zajmujesz się skokami przez przeszkody, czy ujeżdżeniem? - Skoki przez przeszkody. Mam już nawet drobne sukcesy. W sobotę zdobywałam mistrzostwo Polski w kajakach, a w niedzielę wygrałam swój konkurs w zawodach towarzyskich w naszej stajni. W sezonie halowym wywalczyłam kilka trofeów. Dwa razy wygrałam konkursy metrowe. To już jest wysokość przeszkód, która robi wrażenie. Dla mnie wielkim sukcesem jest to, że bardzo szybko dokonałam przeskoku w tym sporcie. Byłam osobą, która ledwo kończyła parkur 70 centymetrów, a teraz ścigam się z innymi jeźdźcami na przeszkodach o wysokości metra. Cieszy mnie ten progres. Wspominałaś o tym, że masz dwa konie. Trzeba poświęcić im zatem trochę czasu, nie mówiąc o kosztach utrzymania. - Ktoś kiedyś powiedział, że najtańszy w zakupie konia jest... zakup konia. Mam jednak fajne warunki w stajni. Tworzymy z trenerem taki wewnętrzny team i we dwójkę jeździmy na tych moich koniach. Kiedy zatem nie mam czasu, bo jestem pochłonięta innymi obowiązkami, to pomaga mi w ogarnianiu tych koni. Nie ukrywam, że jeździectwo nie jest tanim sportem, ale na tym poziomie towarzyskim na razie stać mnie na utrzymanie koni. Weszła w politykę i zarządza polskimi kajakami Mówisz o obowiązkach, to trzeba dodać, że jesteś radną w Kaliszu, ale też zasiadasz w zarządzie Polskiego Związku Kajakowego. Praca w samorządzie to jest przystanek w drodze do większej polityki? - Nie. Chyba nigdy polityka aż tak mnie nie pociągała. Nie ukrywam, że jestem laikiem, jeśli chodzi o politykę, dlatego na razie obserwuję i się uczę. I wyciągam już pierwsze wnioski. Działasz też w PZKaj. Kiedy byłaś zawodniczką, to znajdowałaś się po drugiej stronie lustra. Teraz odbierasz to wszystko inaczej? - Teraz, kiedy jestem w zarządzie Polskiego Związku Kajakowego, to widzę, że jednak zarząd ma wiele do powiedzenia. Nie zdawałam sobie do tej pory sprawy, że każdą rzecz, jaką wymyśli trener kadry, zarząd musi zaakceptować. Kiedy w 2022 roku odsuwał mnie z kadry trener Tomasz Kryk, to zarząd mógł tej decyzji nie zaakceptować. Oczywiście nie mówię tego w kontekście żalu do zarządu, czy trenerów, ale podaję to jako przykład i pokazuję, jaką moc ma zarząd. "Tego skromnego zwycięstwa brakuje mi do spełnienia" Skoro nawiązałaś już do trenera Kryka, to gdybyś została wtedy w kadrze, stać by cię było na odnoszenie jeszcze sukcesów na arenie międzynarodowej? - Trudno powiedzieć. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wyszłam z założenia, że tak po prostu musiało być. Gdybym nie została odsunięta wówczas od kadry, to dzisiaj nie byłabym w Radzie Miasta, w Radzie Kobiet. Nie byłabym w zarządzie PZKaj. Nie rozwijałabym się też jeździecko, bo nie miałabym czasu. Na pewno wszystko inaczej by się poukładało. To był jednak czas, kiedy - jak to mówię - styki w głowie były już zmęczone. Mój układ nerwowy nie nadążał za dobrą formą fizyczną. Przez wiele lat żyłaś pod wielką presją, bo jednak wyliczanie medali przed wyjazdem na zawody zaczynało się właśnie od ciebie. Oczekiwania zatem były duże wobec ciebie. - Mam medal olimpijski, ale moim największym sukcesem jest to, że od 2007 roku do 2022 roku nie byłam dalej niż na piątym miejscu w mistrzostwach świata. Wyjątkiem był tylko 2020 rok. W zdecydowanej większości zdobywałam medale mistrzostw świata. Przez kilkanaście lat byłam zatem w gronie najlepszych kajakarek na świecie. I to jest naprawdę wielka sztuka. Teraz to doceniam. Startowałaś głownie w K-1 na 200 metrów, choć zdarzało się, że wskakiwałaś do osad. Nie czułaś się nigdy dobrze na 500 metrów? - Zawsze byłam jedynkarką. Zdobyłam też jednak kilka medali mistrzostw świata i Europy w osadach. W 2014 roku byłyśmy wicemistrzyniami świata w "czwórce", którą wówczas prowadziłam. Potrafiłam zatem pływać na 500 metrów. Pod koniec była też kolejna próba. Było kilka wyścigów w Pucharach Świata, które jednak nie wyszły. Może zabrakło komunikacji z trenerem i zrozumienia. Obarczał mnie winą za nieudane starty, a nie starał się tego analizować. Może w jego świadomości już byłam skreślona, a on chciał dać szansę młodszym i dlatego nie słuchał mnie aż tak, jak kiedyś. Nie uważam, że totalnie nie nadawałam się do osad, choć rzeczywiście byłam typową jedynkarką. Jesteś zadowolona z całej kariery, czy czujesz niedosyt? - Nie czuję zawodu. Najbardziej brakuje mi tego, że skończyły się przyjaźnie. Nigdy też - w żadnym wyścigu - nie udało mi się pokonać Lisy Carrington na 200 metrów. I tego skromnego zwycięstwa nad Lisą chyba mi brakuje do totalnego spełnienia. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport