Po tym, jak wioślarska czwórka podwójna kobiet przestała istnieć, Katarzyna Zillmann podjęła się kolejnej zadania. Wsiadła na debla z Martą Wieliczko. Nie była to jednak długa przygoda. Nasze panie wystąpiły tylko w eliminacjach w mistrzostwach Europy, po czym wycofały się z rywalizacji. Wszystko przez kontuzję Zillmann. Okazało się, że była ona na tyle poważna, że trzeba było przeprowadzić operację. 28-latka bardzo chciała wystąpić na jednym igrzyskach olimpijskich razem ze swoją życiową partnerką kajakarką Julią Walczak, ale w tej sytuacji wiele wskazuje na to, że plany wspólnego startu w Paryżu będą musiały odłożyć na 2028 rok, kiedy to igrzyska odbędą się w Los Angeles. Nasza mistrzyni wkrótce zostanie matką. Poznała już płeć dziecka Zillmann ma też inne wyzwanie. Stała się bowiem ambasadorką osób LGBT. - Wcześniej skupiałam się na dopingowaniu aktywistów. To, co sama zrobiłam, to jest i tak mało przy tym, co ludzie robią codziennie, walcząc o swoje prawa. Cieszę się, że mogę w jakiś sposób pomóc i być częścią tego aktywizmu. Jak mogę, to tylko wspieram osoby LGBT - powiedziała wioślarka w rozmowie z Interia Sport. Wystąpiła też z ważnym apelem dotyczącym zbliżających się wyborów parlamentarnych (15 października). Problemy zdrowotne Katarzyny Zillmann. Potrzebna była operacja Tomasz Kalemba, Interia Sport: Wciąż jeszcze jest pan i inwalidką, czy już powoli zaczyna się ruszać? Katarzyna Zillmann: - Już od dwóch tygodni chodzę bez kul. Jest coraz lepiej, bo osiągam coraz większe prędkości, kiedy idę. To była poważna operacja, czy raczej kosmetyka? - To była artroskopia kolana związana z problemami z rzepką. Nie było to jakiś bardzo poważny zabieg, ale jednak wciąż jest to operacja, a zatem ingerencja w organizm człowieka. Nie jestem lekarką, więc nie będę opisywała szczegółów. Najważniejsze, że zabieg przeprowadzony przez doktora Krzesimira Sieczycha przebiegł bez komplikacji. Niestety nadal utrzymuje się zapalenie błony maziowej w kolanie, więc ciągle jestem pod obserwacją, bo trzeba będzie je wyciszyć. Przejdę jeszcze synowektomię. Jestem zatem pomiędzy zabiegami, choć ten główny jest już za mną. Plusem jest to, że rzepka jest wygładzona i sklejona. Wykonuje już pani jakieś ćwiczenia? - Tak. Od pierwszego dnia po operacji robiłam ćwiczenia jeszcze na łóżku szpitalnym, polegające na napinaniu nogi. Nie mogłam sobie spokojnie poleżeć, bo ruszyłam z robotą pełną parą (śmiech). Trzy razy w tygodniu mam spotkania z trenerem i pracujemy z kolei nad górną partią mięśni. Codziennie mam też rehabilitację, na której spędzam kilka godzin dziennie. Nie narzekam zatem na nudę. Tej nie było też na stole operacyjnym. - To prawda. Świetnie się bawiłam. Dostałam "głupiego Jasia" i mogłam zabawiać towarzystwo (śmiech). Przy okazji obserwowałam to, jak wygląda zabieg. Miałam przekaz na żywo na monitorze. Nie polecam takiego przeżycia, choć było szalenie ciekawe. Skoro poddała się pani operacji, to znaczy, że bez niej nie było możliwości wiosłowania? - Niestety nie, choć próbowałam. Wkładałam w to wszystkie swoje siły, żeby wrócić jeszcze na mistrzostwa świata. Kolano jednak dawało tak w kość, że nie było takiej możliwości. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Przed operacją nie byłam już w stanie przejść nawet kilkuset metrów bez problemów. Z bólem się pogodziłam, ale strasznie nieznośna była opuchlizna. Nie byłam zatem w stanie realizować planu treningowego. To wszystko trwało od połowy maja. Raczej nie miała pani do tej pory aż takich problemów zdrowotnych? - Zgadza się. To, jak do tej pory, mój najpoważniejszy uraz. Po raz pierwszy kontuzja wyłączyła mnie kompletnie z treningu. Była pani wraz z koleżankami mistrzynią świata i Europy oraz wicemistrzynią olimpijską w czwórce podwójnej. Ta osada jednak przestała istnieć. I akurat w momencie, kiedy z Martą Wieliczko próbowała pani stworzyć silną dwójkę podwójną, przyplątały się problemy zdrowotne. - Chciałyśmy razem z Martą spróbować swoich sił w dwójce. Niestety jednak sezon szybciej dla mnie skończył, niż się zaczął. Nawet nie mogłyśmy się sprawdzić na arenie międzynarodowej. Trudno zatem powiedzieć, jak będzie wyglądała nasza przyszłość. Katarzyna Zillmann: nie róbcie ze mnie emerytki Uda się powalczyć jeszcze o olimpijską kwalifikację? - Nie wiem. To jest medycyna. Sama chciałabym znać konkretną datę i godzinę powrotu do normalnego treningu, ale tego nikt mi nie zagwarantuje. Wszystko zależy od organizmu. Codziennie walczę o to, żeby ten powrót przyspieszyć, ale też staram się w tym wszystkim nie przesadzić. Igrzyska w Paryżu się oddaliły, a pewnie plan był taki, by pani wystąpiła w nich razem ze swoją życiową partnerką Julią Walczak? - Oczywiście, że nasz wspólny występ w Paryżu byłby czymś niesamowitym. Pojechać razem na igrzyska, to byłoby superprzeżycie. Bardzo życzę Julii tego, by pojechała do Paryża walczyć o medale. Mocno jej kibicuję. To moim zdaniem znakomita zawodniczka ze świetną świadomością nastawioną na sport. Jej zaangażowanie stoi na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Ja najpierw muszę się wyleczyć. Julka jest od pani młodsza i nie ma tak wielkich sukcesów. Pomaga jej pani zatem w karierze sportowej? - Oczywiście. Jeśli tylko ma jakieś pytania, to służę jej pomocą. Bywało, że razem robiłyśmy treningi na siłowni. Jestem jednak zaskoczona tym, jaka jest odpowiedzialna. Zresztą ona sama też nauczyła mnie wielu rzeczy w sporcie, choćby odpowiedniej diety, czy dbania o regenerację. Paryż zatem stanął pod znakiem zapytania. Widzi się pani jeszcze na starcie kolejnych igrzysk w Los Angeles w 2028 roku, czy to zbyt odległa perspektywa? - Ale jak? Przecież ja mam dopiero 28 lat. Nie róbcie ze mnie emerytki! Cały czas mam ochotę na rywalizację. Za cztery lata będę w idealnym wieku dla sportsmenki. Będę miała niesamowite doświadczenie. Wszystko zatem przede mną. Oczywiście wiele zależy od tego, jak sam człowiek podchodzi do sportu, od higieny pracy. Można się wyeksploatować do 30. roku życia, a można trenować na wysokim poziomie nawet do 40. Lionel Messi czy Robert Lewandowski mają 35-36 lat i świetnie sobie radzą. Taki odpoczynek od wody pewnie też był potrzebny? - Pewnie tak, choć z tymi trzema miesiącami to przesadziłam. Udoskonalam się zatem na innych płaszczyznach. Zagłębiłam się w temat oddychania. Staram się stosować różne techniki oddechowe, co może się potem przydać w łodzi. Nauczyłam się w końcu pływać na basenie poprawnie technicznie. I mam już głód zejścia na wodę. Wiem jednak, że gdybym to teraz zrobiła, to byłabym głupia. "Chodzi mi o to, bym przestała być wytykana palcem. Możemy wziąć sprawy w swoje ręce" Wykorzystuje też pani czas do tego, by pojawiać się na salonach. Ostatnio była pani na torze wyścigu konnych na Służewcu i razem z Julią Walczak miałyście niezłe kreacje. - Akurat tym razem udało nam się przygotować wyjątkowe kreacje. Nigdy nie planujemy takich wypadów i zazwyczaj całe przygotowanie ogranicza się do poranków przed imprezą. Dziękuję zatem za wszystkie wypożyczone rzeczy od kolejnych osób (śmiech). Staram się z tego korzystać, bo to też odświeża umysł. Poza tym mam też pewne obowiązki sponsorskie. Dwa lata temu w czasie igrzysk olimpijskich w Tokio cała Polska dowiedziała się, że pani partnerką życiową jest Julia Walczyk. Stała się pani od tego czasu ambasadorką osób LGBT. Dla was to jest przede wszystkim miłość, ale też stała się pani swego rodzaju symbolem zmian. - W Polsce jest jeszcze różnie z tematem LGBT. Dla mnie to, że stałam się ambasadorką tych osób, stało się wielkim wyzwaniem. Wcześniej skupiałam się na dopingowaniu aktywistów. To, co sama zrobiłam, to jest i tak mało przy tym, co ludzie robią codziennie, walcząc o swoje prawa. Cieszę się, że mogę w jakiś sposób pomóc i być częścią tego aktywizmu. Jak mogę, to tylko wspieram osoby LGBT. Staram się być po prostu sobą w głównym przekazie, jaki idzie w świat. I życzę sobie i wszystkim innym, żeby to właśnie nie było aż tak zauważalne, tylko żeby każdy przechodził obok tego, jak obok czegoś normalnego. W świecie sportu to już jest chleb powszedni. Nikt nie zwraca uwagi na to, jak żyjesz. Gdyby to w Polsce była norma, to pewnie w ogóle nie padłoby moje pytanie. Wciąż jednak osoby LGBT nie mają w naszym kraju takich samych praw, jak inni obywatele. - Teraz i tak jestem już spokojniejsza, kiedy słyszę to pytanie. Wcześniej strasznie się wkurzałam. Dwa lata zajęło mi to, żeby nie wpaść w furię przed dziennikarzem, który pyta o takie rzeczy. Teraz wiem, że trzeba spokojnie o tym opowiadać i tłumaczyć, że mi chodzi przede wszystkim o to, bym przestała być wytykana palcem. A zdarza się tak jeszcze gdzieś na ulicy? - Na ulicy raczej nie, choć zdarzają się różne spojrzenia. Komentarze raczej nie mają miejsca, bo chyba ludzie nie mają odwagi powiedzieć wprost. Niebawem w Polsce będziemy wybierać parlament. Na tapecie pojawia się znowu temat równouprawnienia osób LGBT. Do tego mówi się, że decydujący głos w tych wyborach będą miały kobiety. - I dlatego zachęcam wszystkich do pójścia na wybory. Szczególnie kobiety. Trzeba głosować na partię, która jest najbliższa naszemu sercu. Jest Latarnik Wyborczy, więc można sprawdzić, do kogo jest nam najbliżej. Ważne, żeby pójść na te wybory i zagłosować. Wiele osób niestety uważa, że ich głos tak naprawdę niewiele znaczy. Są jednak w błędzie, bo każdy głos jest naprawdę szalenie ważny. Niestety to najczęściej dotyczy kobiet, bo nie czują, że mogą coś zrobić. Tymczasem jesteśmy w kraju większością i możemy wziąć sprawy w swoje ręce. Razem z Julią macie jakieś wspólne wielkie marzenie? Oczywiście poza tym, że chciałybyście wystąpić razem w igrzyskach. - Czasami dyskutujemy o tym. Tak naprawdę nie mamy zbyt wiele czasu dla siebie. Uprawiamy dwie różne dyscypliny i wiele dni spędzamy poza domem. Jak się już złapiemy, to jest naprawdę fajnie. Dlatego czasem sobie marzymy. Chciałybyśmy kiedyś poprzebywać ze sobą przynajmniej przez ponad miesiąc w roku. Spotykamy się od trzech lat, ale jeszcze nigdy nie byłyśmy na wspólnych wakacjach. Najpierw był covid, potem były igrzyska, a w ubiegłym roku zachorowałam z kolei na ospę wietrzną. A w tym roku, co? Kolanko. Jeśli już nam się uda, to chciałybyśmy kulinarnie pozwiedzać świat. Nam obu niesamowicie smakuje azjatyckie jedzenie, więc pewnie ten kierunek będzie wskazany. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Apoloniusz Tajner chce wejść do polityki. Wyjawił dlaczego