Van den Bergh już jako wczoraj przekonał się jako pierwszy, jak polsa publika wyczekiwałą darterskiej rywalizacji, bo to on zainaugurował całe swoje zawody swoim meczem z Karelem Sedlackiem. Zresztą przed meczem przeszedł mały test na polubienie polskich klasyków, bo PDC zorganizowała mu naukę lepienia pierogów. Ta poszła mu całkiem nieźle, a sam przyznaje, że danie bardzo mu posmakowało. Publiczność poniosła Ratajskiego! Polak rozbił mistrza świata, co za noc w Warszawie Poland Darts Masters. Polska publika odśpiewała "sto lat" Dimitriemu Van den Berghowi Drugi dzień był dla niego tym bardziej wyjątkowy, że akurat wtedy wypadały jego urodziny. Drabinka turniejowa chciała, że w ćwierćfinale stanął na drodze Krzysztofa Ratajskiego i mając w pamięci sceny z piątku, można było spodziewać się bardzo chłodnego przyjęcia dla Belga. Widać podziałały jednak apele polskiego środowiska i przede wszystkim samego Ratajskiego, który mówił wprost, że nie podobało mu się jak publika potraktowała Roba Crossa. Fani posłuchali. Van den Bergha nie tylko nie przywitały gwizdy, ale otrzymał bardzo gorącą owację, a najlepszy prezent fani przyszykowali już kiedy był na scenie. Gromko odśpiewali mu urodzinowe "Sto lat" i choć początkowo Belg oczywiście nie wiedział o co chodzi, to momentalnie uświadomił go w tym Ratajski i po samej reakcji "Dimiego" widać było, jak wiele to dla niego znaczyło. Poniosło go także do bardzo dobrej gry, bo pewnie wypunktował Polaka wygrywając 6:3. Mistrz świata zaznaczył na koszulce... Sosnowiec. Dlaczego? Kryje się za tym kapitalna historia Wsparcie publiki poniosło go aż do wielkiego finału. Aby do niego wejść musiał poradzić sobie jednak z bardzo trudną przeszkodą w osobie Gerwyna Price`a (tutaj też warto zaznaczyć, że Walijczyk otrzymał jedną z bardziej pozytywnych reakcji). Sam mecz był niezwykle emocjonujący i potrwał pełen dystans, a Van den Bergh wygrał ostatecznie 7:6. Dzięki temu mógł po raz czwarty tego weekendu zaprezentować swój charakterystyczny taniec, kiedy wchodził na scenę na mecz o puchar przeciwko Michaelowi van Gerwenowi. Holender w Warszawie był jednak nie do doścignięcia dla nikogo. Dimi podziękował Polsce, a Polska podziękowała Dimiemu. Takie zachowania robią dla wizerunku kraju milion razy więcej niż nawet najlepsza kampania marketingowa. Z Warszawy Kamil Jagodyński