Nie od dziś wiadomo, że Polscy kibice stanowią klasę samą w sobie niezależnie od dyscypliny sportowej. Wielu uznanych sportowców podkreśla, że lubi przyjeżdżać do naszego kraju chociażby tylko po to, żeby poczuć jedyną w swoim rodzaju atmosferę. Nie inaczej jest w przypadku darta, który to sport szturmem wdziera się na nadwiślańskie salony. Do Gliwic na Śląsku zawitała absolutna światowa czołówka rzucania lotkami do tarczy. Dyscyplina, która jeszcze nie tak wcale dawno kojarzyła się z barowymi turniejami przy piwku dziś zdobywa coraz to szerszą popularność na całym świecie, a turnieje gromadzą na trybunach po kilkanaście tysięcy widzów. Do rywalizacji z najlepszymi na świecie stanęła czołówka środkowej i wschodniej ściany Europy. W tym gronie znalazło się również czterech Polaków - Sebastian Białecki, Radek Szagański, Jacek Krupka i Krzysztof Ratajski. Oprócz tego mieliśmy jeszcze dwóch Czechów, Węgra i Chorwata. Przepis na tego typu turniej jest prosty - zgromadzić ośmiu najlepszych darterów na świecie i przeciwstawić ich rywalom z rejonu, w którym zawody się odbywają. Jak pokazała wczorajsza frekwencja, taka formuła sprawdza się znakomicie. Poland Darts Masters w naszym kraju rozgrywany jest po raz drugi - rok temu impreza odbyła się na warszawskim Torwarze. Tym razem włodarze największej organizacji darterskiej na świecie postanowili zorganizować ją na znacznie pojemniejszej hali PreZero Arena Gliwice. "Barka", kostiumy i zabawa na trybunach To, co działo się na trybunach na długo zapadnie w pamięci wszystkich sympatyków darta nie tylko w Polsce, ale i zapewne na całym świecie przed telewizorami. PDC podało, że wczoraj mieliśmy do czynienia z drugą największą widownią w historii World Series of Darts! Zmyślne przebrania, głośny doping i niesamowita atmosfera - tego wszystkiego mogliśmy doświadczyć na trybunach Gliwickiej PreZero Areny. Kulminacyjny moment nastąpił o godzinie 21:37, kiedy to cała hala odśpiewała papieską "Barkę". Zapytam retorycznie: czy znajdzie ktoś drugą taką imprezą sportową, podczas której można doświadczyć tego typu momentów? Wystarczy tylko spojrzeć, jak kibice wspierali Krzysztofa Ratajskiego. Usiąść wygodnie w fotelu i po prostu się zachwycić. Zabrakło was podczas wczorajszych zawodów? Może nie powinienem, ale powiem: żałujcie. Poland Darts Masters: Tryumf faworytów i słaba gra Polaków Jako pierwszy do rywalizacji, przy ogłuszającym dopingu publiczności przystąpił Sebastian "The Bolt" Białecki. Młody Łodzianin mierzył się z byłym mistrzem świata Robem Crossem. Choć losowanie nie było łaskawe (o ile można mówić o łaskawym losowaniu wśród takich gwiazd), sam Polak przed turniejem mówił, że cieszy się z takiego obrotu spraw. Mecz rozpoczął się dość niemrawo, ale to Cross po raz pierwszy pokazał siłę, zamykając 156 punktów. To być może nieco podcięło skrzydła Białeckiemu, gdyż chwilę później zobaczyliśmy jego dwie pomyłki na podwójnej i kolejne świetne zejście Anglika ze 112 punktów. W pewnym momencie Cross prowadził już 0:4, głównie za sprawą świetnej gry na podwójnych. Nadzieja pojawiła się w legu piątym, który to ostatecznie Białecki zdołał wygrać. A hala w Gliwicach w końcu mogła celebrować mały sukces swojego rodaka. To jednak wszystko, na co było stać "The Bolta". Rob Cross pokazał, dlaczego to on jest światowym numerem sześć i koniec końców wygrał cały mecz 6:1. Znacznie bliżej wygranej był Radek Szagański, który w pewnym momencie prowadził nawet 4:3 z Michaelem Smithem. Anglik pomimo dobrej gry na dystansie miał gigantyczne problemy z podwójnymi, na których pomylił się aż 28 razy. Ostatecznie to jednak "Bully Boy" wygrał spotkanie 6:4. Polacy wiedzą, co to znaczy show Show tego wieczoru skradł jednak kwalifikant Jacek Krupka. Dla 46-letniego dartera była to pierwsza tak duża impreza, w której mógł wziąć udział. W zakulisowych rozmowach zdradził mi, że pomimo emocji, które towarzyszyły mu w trakcie występu "nie przyjechał tu, żeby się stresować". To było widać podczas spektakularnego walk-on. Krupka wszedł na scenę w gustownym kapeluszu przy dźwiękach słynnego "Billie Jean" Michaela Jacksona. Kocie ruchy, całkowity luz, pełen spontan i świetna zabawa z publiką - to prawdopodobnie najtrafniejsze frazy, jaki można określić jego wystrzałowy performance. Niestety, na scenie w polskiego dartera wdarł się jednak stres. Tym bardziej, że przyszło mu zagrać z legendarnym Peterem Wrightem. Obaj panowie zagrali kiepski mecz, średnie 64,98 (Krupka) i 81,98 (Wright) mówią same za siebie. Ostatecznie jednak to "Snakebite" wyszedł z pojedynku zwycięsko, nie oddając ani jednego lega. Ostatnia nadzieja dla Polski pozostawała w Krzysztofie Ratajskim. Najlepszy polski darter robił co mógł, żeby pokonać świetnie dysponowanego w tym sezonie Stephena Buntinga. Początek był bardzo obiecujący. "Polish Eagle" rzucał jak w transie, trafiając pierwszych siedem lotek. Do dziewiątej lotki zabrakło niewiele. Później jednak przyszły pomyłki na podwójnych, z czego Bunting skrzętnie skorzystał. W drugim legu - to samo. W efekcie w statystykach widniało aż 10 nietrafionych doubli i wynik 0:2 na korzyść Anglika. W dalszej fazie meczu Ratajski nie zdołał odbudować się na podwójnych, co ostatecznie spowodowało, że ugrał zaledwie jednego lega. Co ciekawe, końcowe średnie, jak i ogólny przebieg spotkania na dystansie nie oddają skali tej przepaści. Cóż jednak rzec - skończyło się, jak się skończyło. Kłopotów z przejściem do następnej fazy turnieju nie mieli prawie wszyscy faworyci - dziś na scenie zobaczymy Luke'a Littlera, Luke'a Humphriesa, Michaela Van Gervena, Roba Crossa, Petera Wrighta, Stephena Buntinga i Michaela Smitha. Jedynym, któremu powinęła się noga był Nathan Aspinall, który dość sensacyjnie przegrał z przesympatycznym Borisem Krcmarem. Poland Darts Masters: wyniki 1. dnia turnieju Wyniki 1. dnia Superbet Poland Darts Masters: Rob Cross - Sebastian Białecki - 6:1 Nathan Aspinall - Boris Krcmar - 4:6 Michael Smith - Radek Szagański - 6:4 Peter Wright - Jacek Krupka - 6:0 Michael van Gerwen - Karel Sedlacek - 6:1 Luke Littler - Adam Gawlas - 6:4 Stephen Bunting - Krzysztof Ratajski - 6:1 Luke Humphries - Gyorgy Jehirszki - 6:1