Ostatnim polskim zwycięzcą tej imprezy był w 1997 roku Norbert Jaskot. Wcześniej triumfy w jednej z najstarszych imprez szermierczych na świecie święcili: Jerzy Pawłowski, Emil Ochyra i Tadeusz Piguła. Wszyscy dotychczasowi polscy zwycięzcy zdobywali medale największych światowych imprez. Polacy przez wiele lat byli specjalistami od rywalizacji w szabli. Właśnie w tej broni odnosili spektakularne sukcesy. Od prawie 20 lat nasi szermierze mieli jednak duże problemy w rywalizacji ze światową czołówką. Ostatnim polskim medalistą mistrzostw Europy jest Marcin Koniusz, który w 2004 roku został srebrnym medalistą. Na medal mistrzostw świata Polacy czekają jeszcze dłużej, bo od 2001 roku, czyli od brązu Rafała Sznajdera. W igrzyskach olimpijskich ostatnim Polakiem, który stanął na podium w szabli, był w 1988 roku Janusz Olech, który w Seulu wywalczył srebrny medal. Polak zaszokował świat. To nie jest duży krok a ogromny przeskok To tylko pokazuje, jak cenny jest triumf Kaczkowskiego w Warszawie. Tym bardziej że w pokonanym polu zostawił naprawdę znakomitych zawodników. W finale Polak rozprawił się z medalistą MŚ i ME, a także liderem światowego rankingu Gruzinem Sandro Bazadze. - Nie ukrywam, że ten mój sukces to jest naprawdę duża sprawa. To wydarzenie wielkiego kalibru. To był szok dla mnie, ale też dla całego świata szablowego. Kompletnie nikt nie spodziewał się takiego rozstrzygnięcia - powiedział Kaczkowski w rozmowie z Interia Sport. Sukces Kaczkowskiego jest wielkim zaskoczeniem, bo ten szablista nie notował do tej pory wyników, na które warto byłoby zwrócić uwagę. No może poza tym, że w 2022 roku został mistrzem Polski. Zresztą w ubiegłym sezonie w światowym rankingu plasował się w siódmej dziesiątce. - To, czego dokonałem w Warszawie, to nie jest zatem duży krok w mojej karierze, ale po prostu ogromny przeskok. To wszystko jest jednak efektem wieloletniej pracy. I to nie tylko tej pod względem fizycznym i technicznym, ale też mentalnym. Nawet powiedziałbym, że ten ostatni element wniósł najwięcej. Wydawało mi się, że od już dłuższego czasu byłem gotowy na to, by świetnie walczyć, ale brakowało mi otwarcia głowy - analizował Kaczkowski. - Wierzę w to, że to wszystko, co robię, to jest proces. Wierzę w to, że te lepsze wyniki będą przychodzić i sam będę stwarzał sobie pole do tego, by odnosić sukcesy - dodał. Kaczkowski dopiero w ubiegłym roku po raz pierwszy w karierze znalazł się w 1/32 poważnych zawodów. W Padwie na Grand Prix zajął wtedy 47. miejsce. Chwilę potem zajął 51. miejsce w mistrzostwach świata. - I byłem z tego powodu niesamowicie szczęśliwy, bo dla mnie to były pierwsze turnieje główne w życiu na tym poziomie. To już uważałem za duży sukces - przyznał 25-latek. W listopadzie ubiegłego roku Kaczkowski był 41. w Pucharze Świata w Algierze. Teraz - w drugim PŚ w tym sezonie - triumfował. To pokazuje, jak wielki przeskok zrobił. Przestał być sabotażystą. Osiągnął stan, w jakim nie był nigdy w życiu Zapytany o to, co było kluczem do tak ogromnego sukcesu, jaki odniósł w Warszawie, odparł: - Muszę to jeszcze wszystko przeanalizować, ale wydaje się, że po prostu w tym turnieju sam ze sobą współpracowałem. Pracowałem nad tym od dłuższego czasu. Chodziło o to, by nie być dla siebie sabotażystą i żebym sam sobie nie podkładał kłód pod nogi. Może to się wydawać irracjonalne, ale kiedy w grę wchodzą emocje, może się okazać, że wiele rzeczy jest przeciwko nam. Wtedy zaczynamy się denerwować, obrażać i wkurzać. Nie potrafimy sprecyzować swoich emocji. To nazywam sabotażem samego siebie. Na dłuższą metę to nie przynosi efektu. W turnieju w Warszawie udało mi się wpaść w trans. W takim stanie chyba nie byłem jeszcze nigdy w życiu. Kojarzyłem, co się dzieje na planszy, ale jednak nie potrafię sobie przypomnieć większości walk. Ogromny awans w rankingu Dzięki tak cennej wygranej Kaczkowski awansował na 24. miejsce w światowym rankingu. Został tym samym najwyżej sklasyfikowanym Polakiem, biorąc pod uwagę wszystkie bronie. Zwycięstwo w tak prestiżowym turnieju dało 25-latkowi też ogromną pewność siebie. - Najwyższy czas, by pokazywać na świecie, że mam wiele pewności siebie. Uważam, że podobnie jest z kolegami z kadry. Wszyscy jesteśmy na podobnym poziomie, a to pokazuje, że ich też stać na osiąganie takich wyników. To, co wydarzyło się w turnieju "O Szablę Wołodyjowskiego", to jest zatem efekt pracy całego zespołu. Także kolegów z kadry - podkreślił Kaczkowski. Występ Polaka jest promyczkiem nadziei przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu (2024), choć trzeba przyznać, że w szermierce kwalifikacje są naprawdę trudne i skomplikowane. Podstawą jest mieć dobrą drużynę. Tymczasem nasi szabliści są obecnie sklasyfikowani na 23. miejscu w światowym rankingu. Narwaniec z pasją Kaczkowski na co dzień jest zawodnikiem Zagłębiowskiego Klubu Szermierczego Sosnowiec. Z tej samej drużyny wywodzą się Angelika Wątor i Zuzanna Cieślar, które notują sukcesy na arenie międzynarodowej. - Z szermierką jestem związany od dziecka. Miałem chyba osiem lat, jak trafiłem do klubu. Trenowałem wtedy jeszcze pływanie, ale miałem tyle energii, że wciąż było mi mało. Był nabór do sekcji koszykówki i sekcji szermierki. Mam zaproponowała mi ten ostatni sport, choć nie bardzo wiedziałem, co to jest. Zachęciła jednak tym, że będę władał szablą. Oczy mi się wtedy zaświeciły. Z czasem moja zachcianka zamieniła się w pasję - opowiadał Kaczkowski. Na co dzień 25-latek trenuje w klubie z Tomaszem Dominikiem. W kadrze jego szkoleniowcem jest Bartłomiej Olejnik. Poza sportem ogrom czasu zajmuje mu nauka. Jest studentem Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach na kierunku Trener osobisty z dietetyką sportową. W tym roku będzie się bronił, ale nie wyklucza też kontynuowania nauki. Uwielbia też wędrówki górskie. Zwłaszcza po Beskidzie Śląskim i Żywieckim. Kocha aktywnie spędzać wolny czas, dlatego próbuje różnych sportów: siatkówki, jazdy na rowerze, gokartów.