Oleksii Koliadych w 2022 roku został mistrzem świata w konkurencji C-1 na 200 metrów w sprincie kajakowym. Teraz dołożył do tego złota kolejne. Został w Szeged mistrzem Europy. Dla niego to było już czwarte zwycięstwo w tej konkurencji w tym roku. Bez dwóch zdań należy do najlepszych specjalistów na świecie w rywalizacji C-1 na 200 m. Kapitalny występ reprezentantki Polski. Mamy pierwszy złoty medal. Nokaut w finale Oleksii Koliadych mistrzem Europy By myśleć o skompletowaniu korony, czyli zdobyciu olimpijskiego złota, musi jednak zmienić konkurencję, bowiem w programie igrzysk nie ma rywalizacji na 200 m. - To już jest czwarte moje zwycięstwo w tym roku i te wszystkie zwycięstwa, które osiągam w całej mojej karierze, dedykuję Panu Bogu i jestem mu bardzo wdzięczny za to, że jest zawsze przy mnie i mi pomaga w sporcie. Dziękuję też za wsparcie mojej rodzinie, trenerom, fizjoterapeutom i wszystkim, którzy mi pomagają. Dwieście metrów to jest tak specyficzny dystans. W nim bardzo ważna jest głowa, bo jeden błąd i już możesz być czwarty, ale jeżeli nie popełnisz tego błędu, to będziesz pierwszy. Więc po prostu musisz być bardzo skoncentrowany, a bez twardej głowy, że tak powiem, to trudno osiągnąć - mówił Koliadych. Reprezentant Polski może tylko ubolewać, że w rywalizacji mężczyzn C-1 200 metrów nie jest dystansem olimpijskim. Czy w związku z tym zamierza zmienić konkurencję? Makabryczny wypadek. To cud, że żyje Koliadych do Polski przyjechał z Ukrainy w 2015 roku. Pochodzi z Chersonia, który był okupowany przez Rosjan. To na pewno nie pomagało w zajmowaniu się sportem, bo tam przecież została jego rodzina.Do Polski przyjechał studiować na AWF w Gorzowie Wielkopolskim. - Przyjęcie polskiego obywatelstwa nie było trudną decyzją. Sam tego bardzo chciałem. Nie było to podyktowane polskim pochodzeniem. Owszem, moja prababcia była związana z Polską, ale to nie miało decydującego wpływu - przyznał kiedyś w rozmowie ze mną. Dokładnie pięć lat temu Koliadych miał makabryczny wypadek. Życie uratowała mu wówczas... walizka. Został potrącony na przejściu dla pieszych przez samochód. Akurat był w drodze na zgrupowanie kadry młodzieżowej. - Pamiętam samo uderzenie, ale nic więcej. Miałem jednak kupę szczęścia. To, że jeszcze żyję, zawdzięczam walizce. Kiedy zobaczyłem, że samochód jedzie prosto na mnie, zasłaniałem się nią. Mogę powiedzieć, że uratowała mi wówczas życie - opowiadał Koliadych. Uderzenie było tak mocne, że kajakarz wyleciał wysoko w górę i upadł daleko od pasów. Aż dziw, że wyszedł z tego niemal bez szwanku. Patrząc na nagranie tego zdarzenia, trudno uwierzyć w to, że miał "tylko" pęknięte żebra, zwichnięty bark, uszkodzoną kostkę. Poza tym miał szyte plecy i głowę. Doznał też wstrząśnienia mózgu. Jego kariera sportowa stanęła pod znakiem zapytania. Pojawiła się bowiem bariera psychologiczna. Jak jednak widać, przełamał ją i teraz jest jednym z najlepszych zawodników na świecie.