Podbiła serca polskich kibiców w Paryżu. "Dziwne uczucie, inaczej sobie to wyobrażałam"
Klaudia Zwolińska w igrzyskach olimpijskich w Paryżu otworzyła worek z polskimi medalami. 25-latka wywalczyła srebro w rywalizacji K-1 w slalomie kajakowym. W rozmowie z Interia Sport opowiedziała o dziwnym uczuciu, jakie towarzyszy jej po tym sukcesie. Mówiła też o tym, co sprawiło, że było jej przykro.
Klaudia Zwolińska to gwiazda polskiego sportu, która została doceniona dopiero po wielkim sukcesie w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Tam wywalczyła srebrny medal w konkurencji K-1 w slalomie kajakowym. Drugi w historii tego sportu dla naszego kraju.
Wcześniej zawodniczka Startu Nowy Sącz sięgała przez wiele lat - i to, co roku - po medale największych imprez i to w różnych kategoriach wiekowych, ale nie było takiego zainteresowania medialnego, jak i ze strony sponsorów, choć od wielu lat była potencjalną kandydatką do olimpijskiego sukcesu.
Mimo że w Paryżu stanęła na olimpijskim podium, to nie czuje się spełniona. Ma wciąż sportowe cele, bo jeszcze nie osiągnęła wszystkiego, ale dla niej ważniejsze od medali jest co innego.
Myślę, że spełnienie przyjdzie dopiero wtedy, jeśli uda mi się zrobić coś konkretnego dla dyscypliny. Liczę na to, że po moim medalu igrzysk powstanie tor w Nowym Sączu, a Kraków doczeka się renowacji. Po zakończeniu kariery chciałabym wiedzieć, że moja kariera sportowa miała też znaczenie dla innych
~ przyznała Zwolińska w rozmowie z Interia Sport.
Klaudia Zwolińska: myślałam, że będę spełnioną zawodniczką
Tomasz Kalemba, Interia Sport: Co jest było dla ciebie bardziej męczące - przygotowania do igrzysk, czy wszystko to, co się dzieje wokół ciebie po sukcesie w Paryżu?
Klaudia Zwolińska: - To są dwie różne sprawy. Obie są męczące, ale zdecydowanie bardziej wolę reżim treningowy, bo w nim wszystko jest zaplanowane. Jest czas na treningi, na odpoczynek, na jedzenie. Wiem, co mnie czeka i wszystko robię zgodnie z pewnym harmonogramem. Jeśli chodzi o obowiązki medialne i tym podobne po igrzyskach, to wszystko zmienia się bardzo gwałtownie. Nie mam czasu wyspać się albo zjeść. Nie mówiąc o czasie dla siebie. Tutaj nie ma narzekania, cieszy mnie fakt, że miałam i wciąż mam takie możliwości.
Na szczęście nie masz startów, więc możesz ten czas poświęcić na pozasportowe obowiązki, choć nie wolno chyba zapominać o regeneracji?
- Zgadza się. Daję sobie czas na więcej obowiązków związanych z mediami do grudnia, a potem bardziej się odcinam. Wiadomo, nie całkowicie. Jednak moje priorytety się zmienią na przygotowania do kolejnego sezonu. Zresztą jadę do Australii na pierwsze zgrupowanie, więc kontakt ze mną będzie ograniczony.
Od twojego sukcesu miną zaraz trzy miesiące. Zdołałaś się z tym już oswoić? Jesteś już w pełni świadoma tego, czego dokonałaś?
- Tak, ale to jest dziwne uczucie. Inaczej wyobrażałam sobie to przed igrzyskami. Miałam głębokie przemyślenia na ten temat, ale to jest na inną opowieść. Myślałam, że będę spełnioną sportowo zawodniczką i w końcu będę miała czas dla siebie i rodziny. Wszystkim mówiłam, że to, co planujemy, zrobimy po igrzyskach. Okazało się jednak, że po nich jest jeszcze mniej czasu niż przed nimi. Zaraz po igrzyskach pojawiły się też kolejne cele. I teraz będę do nich dążyć. Nie ma zatem tego spełnienia, jakiego się spodziewałam, a jest więcej planów, celów i zdecydowanie mniej czasu. I to jest chyba ciekawe.
Ty od lat przyzwyczaiłaś nas do zdobywania medali w wielkich imprezach. Teraz masz komplet z najważniejszych zawodów, ale wciąż brakuje ci złota igrzysk i mistrzostw świata. I to jest właśnie kolejny cel?
- Wiadomo, że brakuje mi tych złotych medali z MŚ i IO, o których wspomniałeś i na pewno będę do nich dążyła. Myślę tu jednak o tym, że spełnienie przyjdzie dopiero wtedy, jeśli uda mi się zrobić coś konkretnego dla dyscypliny. Liczę na to, że po moim medalu igrzysk powstanie tor w Nowym Sączu, a Kraków doczeka się renowacji. Liczymy bardzo na dofinansowanie z ministerstwa sportu i turystyki. Sama narzuciłam sobie harmonogram spotkań z dziećmi i młodzieżą dla promocji sportu. Po zakończeniu kariery chciałabym wiedzieć, że moja kariera sportowa miała też znaczenie dla innych. Po pierwszym medalu w slalomie kajakowym w 2000 roku Krzysztofa Kołomańskiego i Michała Staniszewskiego powstały w Polsce dwa tory - w Krakowie i Drzewicy. Gdyby powstał teraz tor w Nowym Sączu, to byłoby coś wspaniałego. To jest nie tylko inwestycja w kajakarzy, bo na takim torze można organizować raftingi i inne atrakcje, ale też szkolenia np. służb.
W tobie jest zawsze tyle entuzjazmu i widać, jak bardzo kochasz kajaki, że może udało się już zaszczepić w młodych osobach miłość do tego sportu?
- Mówiłam już o tym dawno, że nawet nie mając medalu olimpijskiego, jestem w stanie przyprowadzić na treningu w kajakach kilkadziesiąt osób. Dzieci bardzo lubią takie aktywności. Młodzieży zatem nam nie brakuje, ale gorzej z trenerami. Tych brakuje. Oczywiście myślę o takich z charyzmą, wiedzą i kompetencjami. Pewnie mój medal w Paryżu zainspirował kolejne dzieciaki, ale przed nami, czyli całym środowiskiem kajakowym, jest jeszcze wiele pracy.
W Polskim Związku Kajakowym jesteś pewnie teraz noszona na rękach, bo zdobyłaś jedyny medal dla tego związku w ostatnich igrzyskach?
- Mogę śmiało powiedzieć, że mój związek wierzył w bardzo w mój medal olimpijski. Nie jest zatem tak, że zdobyłam go i teraz się wszyscy do mnie uśmiechają. Dostałam fajne wsparcie od PZKaj. Jestem za to wdzięczna. Czy jestem noszona na rękach? Na pewno społeczeństwo kajakowe jest mi wdzięczne, bo podtrzymaliśmy medalową tradycję na igrzyskach. Przez wiele lat byliśmy ciągnięci przez specjalistów w sprincie kajakowym, my - kajakarze slalomowi - dostawaliśmy kredyt zaufania, potrzebowaliśmy wsparcia. Teraz to się odwróciło. Tym medalem zaczynamy spłacać dług.
Co dalej z twoją karierą? Dajesz sobie kolejne cztery lata w sporcie?
- Tak. Na pewno. W kajakach śmiało można rywalizować do "40", więc jak tylko będę zdrowa, to czemu nie (śmiech).
Z naciskiem na K-1, czy jednak bardziej skupisz się na C-1?
- W tym roku chciałam przycisnąć inne konkurencje. Zobaczymy, jak to się potoczy. Na pewno chcę wyraźnie poprawić się w kanadyjce, a cross jest dla mnie wartościowy treningowo, dlatego na pewno go nie odpuszczę. To jest jednak już całkowicie inna dyscyplina sportowa. Będziemy z trenerem podejmować decyzję, ale chciałabym kontynuować starty w nim. W kolejnych igrzyskach też chciałabym wystąpić w trzech konkurencjach. Po występie w Paryżu wyciągnęłam wnioski. Mogłam bowiem powalczyć o medal w kanadyjce. Za bardzo jednak posypałam się emocjonalnie po K-1 i trudno było mi wrócić do koncentracji i skupienia. W następnych igrzyskach będzie już inaczej, bo mam już medal olimpijski. Inaczej zatem podejdę do zawodów, ale najpierw długa droga przygotowań i kwalifikacji.
W kajakach nie zarabiacie dużych pieniędzy, o ile w ogóle. Po igrzyskach jednak się odkułaś.
- Zdecydowanie moja sytuacja się zmieniła. Zabezpieczyłam sobie na pewno drogę do kolejnych igrzysk. Muszę mieć pieniądze na życie, ale muszę też mieć coś na przyszłość, bo przecież nie wiadomo, jak ta kariera się potoczy i ile jeszcze potrwa. Są przecież różne przypadki losowe. Dlatego taka nagroda jak mieszkanie jest zabezpieczeniem. To jest też inwestycja na przyszłość.
Po twoim sukcesie sponsorzy cię osaczyli?
- Pojawili się sponsorzy i z tego się cieszę. Jestem akurat na etapie dogrywania szczegółów i na konkrety przyjdzie czas. Do końca roku chciałabym mieć już wszystko domknięte. To jest jednak sytuacja, która daje wiele do myślenia. Przed igrzyskami miałam realne szanse na medal olimpijski i o tym było wiadomo od wielu miesięcy, a jednak było trudno o sponsorów. Trochę to przykre. Teraz zaczęłam działać więcej medialnie, więc liczę na to, że pozostali nasi kadrowicze będą mieli łatwiejszą drogę do sponsorów.
Wy, jako kajakarstwo slalomowe, w ogóle potrzebujecie medialności. Przecież relacji z waszych zawodów nie można teraz obejrzeć w żadnej telewizji. Tylko w Internecie i to za opłatą.
- Dużo się teraz pozmienia. Tak przynajmniej myślę, bo ważną rolę w Międzynarodowej Federacji Kajakowej (ICF) będzie pełnił Richard Fox, ojciec Jessiki Fox. Australia będzie pewnie naciskała na to, by zwiększyć oglądalność tego sportu. Z drugiej strony kajakarstwo turystyczne w Polsce to jest 5-6 milionów osób, więc zdecydowanie nie można powiedzieć, że jest to mały sport.
Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport