Kacper Tekieli miał ambitny plan zdobycia wszystkich 82 czterotysięczników. Do Szwajcarii pojechał wraz z żoną Justyną Kowalczyk-Tekieli i synkiem Hugo. Dla 38-latka góry nie były miłością od pierwszego wejrzenia, ale kiedy zaczął je stopniowo poznawać, stały się czymś, bez czego nie mógł się obejść. Tragedia w Szwajcarii. Nie żyje Kacper Tekieli Piotr Pustelnik: To było jego życie - Kacper był człowiekiem, który miał stosunek do gór, jak Wiesław Stanisławski. To bardzo znany wspinacz z okresu międzywojennego, który kochał góry nad życie. Dlatego spędzał w nich każdą chwilę. Pod względem determinacji i "zanurzenia się" w górach, to Kacper mógłby się mierzyć ze Stanisławskim. On niemalże oburącz trzymał gór, a one trzymały jego. To było jego życie - powiedział Piotr Pustelnik, prezes Polskiego Związku Alpinizmu, a także zdobywca Korony Himalajów i Karakorum, w rozmowie z Interia Sport. To była też trudna przygoda Tekielego z górami. Choć był jednym z najlepszych w Polsce, to jednak nigdy nie wszedł na żaden ośmiotysięcznik. Himalaje nie były mu pisane, a kiedy już tam był, to najczęściej brał udział w akcjach ratowniczych. - Nie ma w tym nic niezwykłego, że mimo dużych umiejętności, nie zdobył żadnego ośmiotysięcznika. Są po prostu ludzie, których wysokość zwyczajnie nie lubi. I on należał do takich osób. Rzeczy niebywałe robił na niższych wysokościach 3-5 tysięcy metrów, a na ośmiu tysiącach był chory. Kacper miał taką konstrukcję psychofizyczną, że w tych wysokich górach jego organizm po prostu szedł spać, mówiąc kolokwialnie. Ja też na swoich wyprawach spotykałem ludzi, którzy byli fantastyczni na niższych wysokościach, a w wyższych górach sobie nie radzili. To nic takiego strasznego. Niektórzy się po prostu do nich nadają, a niektórzy nie. Ja bym pewnie nie był w stanie powtórzyć żadnej z jego dróg w Alpach, bo po prostu nie mam takich umiejętności i takiego talentu, jaki miał Kacper - mówił Pustelnik. Chciał być najlepszy w tym, co robi Tekieli nie należał do tych wspinaczy, którzy idą na łatwiznę. Zawsze szukał czegoś, co podniesie poziom trudności. - Kacper był szalenie ambitny. To była zwyczajna sportowa ambicja. Miał ducha sportowego i w tym, co robił, chciał być najlepszy. Do tego miał przy boku kobietę, która miała do sportu takie samo podejście, więc może pan sobie wyobrazić, jak oni się napędzali - zauważył prezes PZA. 38-latek w Szwajcarii skupił się na zdobywaniu kolejnych czterotysięczników. Na tej wyprawie zdobył: Bishorn (4153 m npm), Weissmies (4017 m npm), Lagginhorn (4010 m npm), Allalinhorn (4027 m npm), Strayhorn (4190 m npm) i Rimpfishhorn (4199 m npm). Niestety z Jungfrau (4158 m npm) już nie zszedł. - W środę urwał się z nim kontakt, a w czwartek znaleziono jego ciało w lawinisku na Jungfrau - przekazał nam Jerzy Natkański, dyrektor Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki. Piotr Pustelnik ocenił warunki. "Trudny czas, ale Kacper nie ryzykowałby" Z wpisów na Facebooku naszego wspinacza wynikało, że w Szwajcarii o tej porze w tej partii gór było sporo śniegu. Czy to zatem były dobre warunki do podejmowania ryzyka? - To był dobry czas, ale rzeczywiście trudny. To ani zima, ani lato. Było też po świeżym opadzie śniegu, bo to widać po zdjęciach Kacpra z Facebooka. To nie był jednak człowiek, który wypadł sroce spod ogona, tylko bardzo doświadczony alpinista, który potrafi ocenić trudności. Miał kochającą żonę i małe dziecko. Nie ryzykowałby, gdyby warunki były fatalne - zakończył Pustelnik, łamiącym głosem. Przepraszali, że dotykali ciała zmarłego. Druzgocąca relacja z poszukiwań