Artur Gac, Interia: Trudno się z tobą połączyć. Nieustanne "urywają" się telefony? Marcin Majewski, rzecznik prasowy Caritasu: - Tak, nie da się ukryć. Pozostaję w dość intensywnym trybie od niedzieli, w związku z tym mało snu i dużo telefonów. Ale wiadomo, jaka jest sytuacja, dlatego działamy z pełnym rozmachem. Rano wysłałeś mi SMS-a, żeby nieco opóźnić rozmowę, bo przed wami spotkanie zespołu kryzysowego. Zostało ono zwołane w trybie ad hoc? - Zespół kryzysowy Caritas Polska działa już od momentu, gdy było wiadomo, że idzie fala powodziowa. W ramach naszego zespołu mamy obecnie codzienne spotkania z dyrektorami diecezjalnych Caritas z czterech terenów, które najbardziej ucierpiały, czyli: diecezja świdnicka, bielsko-żywiecka, opolska i legnicka. Na takich spotkaniach pytamy, czego potrzebują i szybko to organizujemy. Obecnie pytają nas zwłaszcza o osuszacze, to jedno z urządzeń pierwszej potrzeby. Już sięgam po uaktualnione dane... Mamy kupionych 100 osuszaczy, 60 agregatów prądotwórczych, 100 taczek, 500 łopat, 300 drabin, 300 metalowych wiader. To są narzędzia, które na bieżąco kupujemy plus oczywiście środki chemiczne. To wszystko jest kroplą w morzu potrzeb, ale obrazuje skalę tego kataklizmu, z którym mamy do czynienia na południowym zachodzie Polski. - To prawda... Natomiast ta pomoc, w trybie tu i teraz, została przez nas nazwana hasłowo: "pomoc, żeby przetrwać". Drugim rodzajem jest sprzątanie, a trzecim odbudowa. Na razie jesteśmy w fazie dwóch pierwszych etapów, między innymi dlatego prosimy o pomoc rzeczową, którą kierujemy do firm. Chodzi nam o to, że chcemy przekazać pomoc dla powodzian w hurtowych ilościach. W związku z tym na maila prosimy, żeby te wszystkie firmy i instytucje, które chcą przekazać coś w dużej ilości, wysyłały swoje oferty, a my będziemy się odzywać i przekierowywać tak, aby ta pomoc miała sens. Inną formą pomocy jest także trwająca zbiórka finansowa, która jest szalenie ważna, bo im więcej zbierzemy, tym dłużej będziemy mogli pomagać. Używając sportowego języka, którym posługiwałem się przez długie lata, przed nami bieg długodystansowy, potrzeba pomocy powodzianom potrwa bardzo długo, gdy wejdziemy w fazę odbudowywania domostw lub wznoszenia ich na nowo, od zera. Jest jeszcze trzeci rodzaj pomocy, bo czujemy, że ludzie chcą przynieść produkty z długim terminem ważności i tak dalej... Aby jednak ci ludzie mogli się spełnić i zrealizować tą pomoc, na naszej stronie widnieje informacja na temat tego, jak przygotować paczkę dla powodzian. To skomplikowane? - W żadnym wypadku. Chodzi nam tylko o to, by nie przynosić pojedynczej butelki wody lub czegoś innego, tylko to spakować na przykład w sąsiedzkim gronie. Koszt takiej paczki wynosi około 300 złotych, więc można zmówić się na przykład w trzy osoby, zrobić wspólną paczkę i przynieść do punktu. Wykaz wszystkich miejsc, w całym kraju, gdzie można przynieść taki dar, również znajduje się na naszej stronie internetowej. Dzięki temu po prostu skracamy drogę dotarcia paczek do powodzian, jako że od razu można je ładować do transportu i jadą do potrzebujących. Zatrzymajmy się na moment przy punkcie z żywą gotówką. Jaka to już jest kwota? - W pierwszych dwóch dniach przekazano nam prawie 5 milionów złotych. Powiedziałeś, że w związku z tą sytuacją codziennie macie zdalne spotkania z dyrektorami najbardziej dotkniętych terenów. Każdy kolejny dzień, gdy woda odsłania skalę zniszczeń, jest niestety coraz bardziej dojmujący? - Wczoraj na przykład jeden z dyrektorów ośrodka Caritas zgłosił potrzebę, że na już, pilnie potrzebują materaców. Miał setkę, ale rozeszły się one od razu. Fajne jest to, że wówczas na przykład głos zabierają inni dyrektorzy, mówiąc, że oni mają trochę wolnych, więc mogą je wysłać. I to jest doskonałe w tych spotkaniach, że tu i teraz mamy wymianę informacji, w której zawsze chodzi o to, by pomoc dotarła jak najszybciej. Wczoraj pojawiła się też taka informacja, że Kraków i Olsztyn proponują, iż dzieci z terenów, które najbardziej ucierpiały, zostaną zabrane na kolonie. Oczywiście widać zmęczenie i przygnębienie, bo jednak to się udziela, ale jesteśmy od tego, by pokazywać ludziom, że mogą liczyć na nasze wsparcie. Kiedy usłyszałem wypowiedź burmistrza Lądka-Zdroju, że potrzebują pomocy, od razu chciałem móc powiedzieć, że proszę się nie bać, nie zostawimy was osamotnionych. Najważniejsze, że widać poruszenie wśród obywateli. Na sporą skalę? - Zdecydowanie. Dzwonią ludzie, bo chcą dokonywać wpłat. Nie dalej, jak wczoraj zadzwoniła do mnie pani i mówi mi tak: "wie pan, zrobiłam przelew przez blika, ale nie dostałam żadnego potwierdzenia. I denerwuję się, czy to nie jest jakaś fałszywa zbiórka, bo mam małą emeryturę, ale wysupłałam 100 złotych". Od razu panią uspokoiłem, żeby się nie denerwowała, dlatego że przy takiej formie wpłaty nie odpowiadamy podziękowaniem, dzieje się tak na razie tylko przy zwykłym przelewie. Generalnie dzwoni wiele starszych osób, które boją się, czy prowadzona przez nas zbiórka aby na pewno jest wiarygodna, a nikt się pod nią nie podszywa. Ponadto dzwonią ludzie z zagranicy, dziś odebrałem telefon z Australii z wolą pomocy. Kontaktują się także ludzie ze Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii, Holandii... Proszą o szczegółowe informacje dotyczące możliwości przelewów w euro i dolarach. My takie informacje też publikujemy, one są dostępne na stronie. We wtorek premier Donald Tusk, powołując się na rozmowy z powodzianami, z wyraźnym poruszeniem zwracał uwagę, że według ich relacji gdy wybierają się do sklepów, by kupić sprzęt pierwszej pomocy, to nierzadko ceny są podwojone w porównaniu do stanu sprzed kataklizmu. Za problem pilnie miał wziąć się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Czy wy również zderzacie się z tym problemem? - My kupujemy rzeczy w ilościach hurtowych, w związku z tym wiadomo, że mamy inne ceny. Na razie wiem, że jest problem z dostępnością na rynku już wspomnianych osuszaczy, to w tej chwili towar deficytowych. Chcielibyśmy zamówić kolejne sto, ale czekamy, gdzie to można zrobić. Czyli w naszym przypadku bardziej chodzi o brak asortymentu niż to, iż odczuwamy, by ceny przy naszych zakupach hurtowych galopowały. Czy jest coś, z czym zderzyłeś się w ostatnich dniach i chciałbyś, przy tej okazji, by głośniej wybrzmiały? - Ja przede wszystkim chciałbym podziękować wszystkim za ogromną hojność, którą widać i z którą się spotykamy. To są telefony, przelewy, pomoc rzeczowa. Natomiast ważne jest też to, aby pamiętać, iż w dotarciu ze skuteczną pomocą istotna jest jej jak najlepsza koordynacja. Dlatego, gdy pojawiają się pytania, dlaczego według jakiejś listy rekomendujemy zrobić paczkę, to odpowiadam, że my mamy to już sprawdzone. To nie teoria, tylko praktyka, dlaczego dane produkty chcemy spakować do paczki i uważamy je za bardzo potrzebne. W związku z tym coś, o co chciałbym zaapelować, to właśnie posłuchanie nas w tej kwestii. Myśmy, razem z diecezjalnymi Caritas, przygotowali 90 tysięcy paczek dla Ukrainy. I to bardzo dobrze usystematyzowało nam pracę, którą dzisiaj chcielibyśmy kontynuować dla naszych rodaków. Rozmiarowo taką paczką może być najzwyklejszy karton, gabarytowo na przykład po bananach z dyskontu spożywczego. A jeśli przyniesiecie, państwo, pojedyncze produkty, to nam dochodzą dwa etapy pracy, zanim możemy je wysłać transportem, czyli posegregowanie i spakowanie. Już byłeś na obszarze objętym powodzią? - Ja jeszcze nie, ale jako Caritas Polska jesteśmy tam na miejscu. Pojechaliśmy w niedzielę, inne osoby z komunikacji już tam są, a ja póki co zostałem w centrali. Jednak już mamy zaplanowane, by część naszego biura działało tam, na miejscu, dzięki czemu jeszcze łatwiej będzie nam koordynować prace bezpośrednio z terenu, gdzie pomoc jest dziś na wagę złota. Masz kogoś z bliskich sobie osób, którą bezpośrednio dotknął ten żywioł? - Nie mam, ale prywatnie wesprę małżeństwo z Krosna, które tam mieszka. Zawsze byłem lokalnym patriotą, dlatego chciałbym pomóc krajanowi. Rozmawiał Artur Gac