Najlepsza polska florecistka zapowiedziała, że nie widzi możliwości dalszej współpracy z trenerem Tadeuszem Pagińskim i by kontynuowała swoją przygodę z szermierką oczekuje zmian w działalności związku. "Proszę nie naciągać mnie na rozmowę - musiałbym powiedzieć za dużo słów, których bym nie chciał. Gruchała chciała udowodnić w starciu z Amerykankami, że jest bez formy i udało jej się. Mogła wygrać mecz ze Stanami Zjednoczonymi, które są zespołem o klasę słabszym. Później one wygrały z Węgierkami - też jak się okazuje słabymi. To oznacza, że straciliśmy srebrny medal. To oczywiście nie tylko wina Gruchały, pozostałe również się nie popisały" - powiedział prezes, który funkcję szefa związku pełni od 1980 roku (z przerwą w latach 1988-92). "Ona uważała, że nie jest w formie, że jest źle przygotowana i teraz chce szukać winnego. Wskazuje na trenera, a przecież wszystkie europejskie drużyny przygotowywały się tak samo. Skąd ona może wiedzieć, jak wyglądają treningi innych zespołów. Zajęcia są zawsze podobne" - dodał prezes. Jego zdaniem florecistki nie potrzebowały treningu kondycyjnego - "przecież walczyła tylko jeden pojedynek - jak mogła się zmęczyć" - powiedział. "Zawodniczki były przygotowane równie dobrze jak inne zespoły. Wszystkie europejskie drużyny szły tym samym cyklem - startowały w tych samych zawodach, w takich samych składach. I co - ona chce trening lekkoatletyczny dwa tygodnie przed olimpiadą? Trener od lat przygotowuje zespół, od lat robi to podobnie i nie ma żadnych zmian. Jakby zrobił jakieś dziwactwa to bym się niepokoił. W dwa tygodnie kondycji się nie robi. Nie będę też mówił, które zawodniczki obijały się na treningu" -podkreślił Lisewski. Pytanie, jak przyjmuje informację, że w przypadku braku zmian dwukrotna medalistka olimpijska może zakończyć karierę, skwitował krótko - "niech zakończy".