- Już po trzecim strzelaniu, gdy przekazano mi przez krótkofalówkę, że Tomek zanotował tylko jedno pudło, uwierzyłem w wygraną - powiedział na łamach "Przeglądu Sportowego" trener kadry biathlonistów Roman Bondaruk. - Po sobotnim biegu pościgowym Tomek był bardzo rozczarowany. Miał podium w zasięgu ręki, a ledwo zmieścił się w drugiej dziesiątce. Liczyłem się z jedną, dwoma pomyłkami na strzelnicy, ale nie z siedmioma... To był wypadek przy pracy. Nie pamiętam, kiedy poprzednio zdarzyło się coś podobnego. Ale ta wpadka wyzwoliła w Tomku dodatkowe pokłady sportowej złości - dodał Bondaruk. - Na ostatnich rundach wygrywał nawet z Raphaelem Poiree. Gdy krzyknąłem mu, że utrzymuje ponad 20 sekund przewagi, mógł kontrolować tempo. Na metę wpadł zmęczony, ale miał jeszcze rezerwy energii - tłumaczył. - W tej chwili walczy jak równy z równym z największymi gwiazdami. Przy takiej dyspozycji, czwarte miejsce w "generalce" jest całkiem realne. Szczególnie, że trasa w Oslo-Holmenkollen mu odpowiada. Zresztą chyba nie będzie miał nawet wyjścia, bo po ostatnich rezultatach każde miejsce poza dziesiątką kibice przyjmą z niedosytem - podkreślił szkoleniowiec biało-czerwonych.