Drugie miejsce na mistrzostwach Polski w wyścigu na 500 metrów to tylko czy aż srebro? Dla mnie jest to "tylko" srebro. Widziałam siebie na najwyższym stopniu podium. Wyniki, które osiągałam na początku sezonu, rekord Polski z Inzell, świadczyły o tym, że w mistrzostwach Polski na 500 m powinnam sięgnąć po złoto. Zdystansowałam konkurentki na krajowym podwórku, miałam nad nimi sporą przewagę. Niestety podczas biegu popełniłam błąd i za to zapłaciłam. Już na przedsezonowym zgrupowaniu w Inzell poprawiła Pani rekord Polski. Skąd tak dobry początek? Miałam bardzo dobre odczucia od początku sezonu przygotowawczego. Wszystko szło równo w górę, nie byłam ani przemęczona, ani przetrenowana. Jadąc na zgrupowanie do Inzell miałam poczucie, że będzie dobrze. Wystrzał formy przyszedł i nie jest to dla mnie zaskoczenie. Raczej taka miła niespodzianka, że ten sezon olimpijski może przynieść wiele dobrego. Napisała Pani o sobie, że jest teraz sprinterką "2.0". Co to znaczy? W perspektywie czasu zauważyłam błędy, które popełniałam. Dla mnie trening jest narzędziem do osiągnięcia celu. To nie jest tak, że trzeba jakiś trening wykonać za wszelką cenę. Umiejętnie dobieram sobie obciążenia. Wiadomo, że trenuję z grupą i zasadnicze treningi są ustalane odgórnie, ale ja staram się bazować na poprawie moich słabych stron. Przed Panią, a także całą kadrą, start w Pucharze Świata w Tomaszowie Mazowieckim, bardzo prestiżowy dla "Biało-Czerwonych". Czego mogą spodziewać się polscy fani? Niektórzy zawodnicy z naszej kadry pokazują dobrą formę, a czasy, które wykręcili na mistrzostwach Polski są bardzo obiecujące. Liczę, że to będzie udany początek sezonu. Nie każdy jednak nastawia się na dobre wyniki od razu na początku. Większość z nas ma jeszcze spokojną głowę i nawet, jak w Tomaszowie coś nie wyjdzie, będzie jeszcze wiele okazji, by wywalczyć olimpijską kwalifikację. Będziemy mieli jeszcze okazję wystąpić chociażby za oceanem i tam wyśrubować swoje czasy. No właśnie, kluczową imprezą w tym sezonie są oczywiście igrzyska w Pekinie. Jaki cel stawia Pani przed sobą? Miejsce w czołowej "10" będzie wystarczające? Mam taką romantyczną wizję, że dlaczego mam nie powalczyć o podium? Aktualnie mój czas jest w światowej czołówce, więc czemu nie? Jestem gotowa na to, co zaprezentują rywalki z innych reprezentacji, ale ja też chciałabym pokazać się z najlepszej strony. Wizualizuję sobie to w głowie, marzę o tym. To będzie mój olimpijski debiut, ale zamierzam walczyć o najwyższe cele. Takie podejście zawodników, którzy zakładają, że chcą być w czołowej "10" to nie jest najpiękniejsza wizja. Ona spełnia się dopiero wtedy, kiedy zdobywa się medale. To taka degradacja swoich możliwości, narzucanie sobie z góry, że jak zmieszczę się w czołowej "10" to będzie w porządku. Potem głowa nie jest w stanie przełamać tej bariery, którą ciało mogłoby pokonać. Sporo sportowców narzekało na warunki treningowe i utrudnione przygotowania podczas pandemii. Jak było u Pani? Kiedy wybuchła pandemia, na początku sezonu przygotowawczego, miałyśmy siłownię na podwórku u Natalii Czerwonki. To bardzo pomogło. W łyżwiarstwie szybkim dużo rzeczy można zrobić "na sucho". Wydolność buduje się na rowerze, a tego nikt nie zabraniał. Siłownię można było sobie zrobić, trening imitacyjny wykonuje się w terenie i nie trzeba jakiegoś specjalistycznego sprzętu. Nie było nawet jak szukać wymówek. Jeśli zawodnik chce i do czegoś dąży, to może sobie dobre warunki treningowe sprawić sam. W czasie pandemii zaangażowała się Pani również w pomoc osobom starszym w robieniu zakupów itp. Jak to dokładnie wyglądało? Zostałam poproszona przez koleżankę o dołączenie do tej akcji. Razem z Natalią Czerwonką pomagałyśmy seniorom w tych trudnych chwilach. To oni są najbardziej narażeni na zarażenie koronawirusem, mogliby tę chorobę przechodzić najciężej. To dla mnie nie był żaden problem, a wdzięczność, która spotkała mnie od tych ludzi, dała mi dużego kopa, że dobro wraca. Bez problemu godziłam trening z pomocą dla ludzi. To jest coś fajnego, może mnie kiedyś w trudnych chwilach też ktoś pomoże. A jak spędza Pani czas wolny od treningów? Studiuję na AWF-ie w Katowicach i mam nadzieję, że w tym roku akademickim dojdzie do mojej obrony pracy magisterskiej. Mam indywidualny program studiów i kiedy mogę, to poza treningami się na tym skupiam. Moim hobby są podróże, od czasu do czasu chciałabym wyjechać w inne miejsca, niż te, gdzie rozgrywają się zawody, ale nie mam na to za dużo czasu. Interesuję się też przygotowaniem do treningów, odżywianiem itd. To są rzeczy, z którymi dobrze być na bieżąco, bo to jest taka wartość dodana. Ma Pani też bardzo szeroki gust muzyczny. Od klasyki rocka polskiego rapu... Dokładnie, nie mogę powiedzieć, jak większość, że słucham tego, co wpada w ucho. Mam jedną - dwie playlisty, które pomagają mi łapać "flow", "otwierać" głowę i ciało na wysiłek. Więc lubię też muzykę elektroniczną typu trans. Do tego klasyczne, rockowe ballady. Muzyka wpływa na mój nastrój, jestem osobą wrażliwą i odbieram ją bardzo pozytywnie. Ma Pani artystyczną duszę? Bo wiem, że gra Pani na gitarze, interesuje się również rysunkiem. Tak, jako dziecko rysowałam. Incydent z gitarą się też zdarzył. Stukanie w struny mnie relaksowało. Niestety dźwigam ze sobą tyle sprzętu na zgrupowania, że brakowało mi rąk, żeby to wszystko ze sobą zabrać. Od czasu do czasu też podśpiewuję, bo to mnie oczyszcza i dobrze nastraja. Teraz jednak skupiam się na sporcie, a rozrywki artystyczne tylko, jak mam naprawdę dużo wolnego czasu. To może coś Pani zaśpiewa w wiosce olimpijskiej, na przykład po zdobyciu medalu? Czemu by nie! (śmiech) Wiadomo, że jak chcę coś robić, gdzieś się pokazać, to tylko z dobrej strony, tak że musiałabym się do tego przygotować. Nadal słucha Pani mis tybetańskich przed snem? Teraz słucham nagrań, które prowadzą przez relaksację, czyli takich, które pozwalają powyłączać pewne komponenty do snu i móc się w pełni zrelaksować. Mis tybetańskich już nie, ale ostatnio zaczęłam słuchać muzyki klasycznej.