Impreza, w której brał udział Karaś, to rywalizacja na dystansie dziesięciokrotnego "Ironmana", czyli 38 kilometrów pływania, 1800 kilometrów jazdy na rowerze i 422 kilometrów biegu. To budziło ogromny podziw w całym kraju, nawet wśród ludzi, którzy na co dzień nie zajmują się sportem. Nasz zawodnik był bowiem na trasie Swiss Ultra Triathlon absolutnie bezkonkurencyjny i prowadził z gigantyczną przewagą nad kolejnymi zawodnikami. Ogrom tej przewagi można uświadomić sobie dopiero, kiedy sprawdzimy, że gdyby dzień później wrócił na trasę, po upływie kilkunastu godzin, nadal byłby zdecydowanym liderem, bo do tej pory nikt nie dotarł do miejsca, w którym był Karaś. Zresztą w piątkowy poranek tylko trzech zawodników było w ogóle na trasie biegu, cała reszta wciąż pokonywała dystans rowerem. Czytaj także: Robert Karaś zabrał głos po zejściu z trasy Niestety nasz triathlonista został zmuszony przez lekarzy do zejścia z trasy. Jak tłumaczył, miał problemy urologiczne, wcześniej przeszedł operację i czeka go kolejna. Karaś zapowiedział jednak, że planuje wrócić i zapewne spróbować raz jeszcze.