Zasadniczy, 12-partiowy pojedynek w gmachu The College przy Southampton Row w londyńskiej dzielnicy Holborn zakończył się w poniedziałek wynikiem 6:6, przy wszystkich grach nierozstrzygniętych. To oznaczało - po dniu przerwy - konieczność dogrywki. W pierwszej fazie miała się ona składać z czterech partii szachów szybkich. Już w pierwszej grający białymi obrońca tytułu wykorzystał niedokładności w grze przeciwnika, uzyskał przewagę i Caruana poddał się po 55 posunięciach. Carlsen wygrał także drugą partię, która zakończyła się po 28 ruchach. Do obrony tytułu wystarczał mu remis w trzecim pojedynku (15. w meczu), ale Norweg zakończył go zwycięstwem po 51 posunięciach, ustalając wynik rywalizacji na 9:6. "Co za mecz. Co za gracz. Co za dramat" - oceniła na gorąco słynna węgierska arcymistrzyni Judit Polgar. "Można powiedzieć, że dzisiejszy mecz przebiegał do pierwszego błędu, bo Caruana w inauguracyjnej partii był bardzo blisko obronienia się i gdyby była ona rozgrywana przy zwykłym tempie gry, to z pewnością uczyniłby to. Jednak w ostatniej chwili popełnił błąd, który wynikał z braku czasu. Ta przegrana ustawiła przebieg dogrywki. W drugiej partii Amerykanin ryzykował. Jego pozycja wizualnie wyglądała bardzo fajnie, a okazało się, że była przegrana. W trzeciej, gdyby chciał grać spokojnie, uzyskałby remis i mecz skończyłby się trochę niższym wymiarem kary, ale on oczywiście chciał jeszcze grać o wszystko i skończyło się wynikiem 3:0 dla Carlsena" - skomentował dla PAP arcymistrz Radosław Wojtaszek, najwyżej notowany polski szachista. Po raz pierwszy od 1990 roku i meczu Garriego Kasparowa z Anatolijem Karpowem o mistrzostwo świata rywalizowało dwóch czołowych arcymistrzów rankingu FIDE (Carlsen - 2835 pkt, Caruana 2832). "Końcowy wynik moim zdaniem jest mylący, bo wskazuje, że to był mecz do jednej bramki. Oczywiście w dogrywce był jednostronny, natomiast jeśli wliczymy część klasyczną, to tak nie było. Tam Caruana stawiał duży opór. W moim odczuciu w tej zasadniczej fazie spotkania Amerykanin nie ustępował Carlsenowi. Natomiast Norweg w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że nie jest łatwo i starał się przeciągnąć rywalizację do dogrywek, gdzie czuł ogromną siłę. Trzeba przyznać, że on może być jedynym zawodnikiem w historii, który lepiej gra partie szybsze niż klasyczne. To może wynikać z tego, że w krótszych partiach ma dodatkową inspirację" - dodał arcymistrz zajmujący 16. miejsce w światowym rankingu. Przyznał, że po cichu kibicował Caruanie, który miał szansę zostać drugim amerykańskim mistrzem świata od 1972 roku, gdy tytuł wywalczył legendarny Bobby Fischer. "Może nie jestem zawiedziony wynikiem, ale wydawało mi się, że dobrze byłoby dla szachów, gdyby wygrał Caruana. Carlsen już wiele lat jest mistrzem. Taka zmiana i jemu dałaby dodatkowy bodziec, a świat szachowy miałby odmianę. Dziś nie ulegało jednak wątpliwości, że silniejszy jest Norweg" - zakończył Wojtaszek. Dwa lata temu w Nowym Jorku Carlsen pokonał w meczu o szachową koronę reprezentanta Rosji Siergieja Karjakina 9:7 także po dogrywce i obronił tytuł dokładnie w dniu swoich 26. urodzin. Na szczycie pozostaje od 2013 roku, kiedy to zdetronizował reprezentanta Indii Viswanathana Ananda.