Wynoszący 232 kg rekord świata w podrzucie w kat. 94 kg należał od 17 lat do Szymona Kołeckiego. Złoty medalista olimpijski z 2008 roku z Pekinu stracił go w niedzielę podczas mistrzostw świata rozgrywanych w amerykańskim Anaheim, gdzie o jeden kilogram więcej podrzucił Irańczyk Sohrab Moradi. "Ten wynik już wcześniej poprawiał Kazach Ilja Ilin, później po jego dyskwalifikacji za doping ponownie do mnie wrócił, już się do tego przyzwyczaiłem. Wynik Moradiego jest rzeczywiście rewelacyjny, mogę mu tylko pogratulować. Szkoda tylko, że w tej, niegdyś "polskiej" kategorii, tym razem nas nie było" - przyznał Kołecki. Były prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów jako bardzo dobry ocenił występ w Anaheim Krzysztofa Zwarycza, który wywalczył tytuł wicemistrza świata w kat. 85 kg. "Gratuluję tytułu, Zwarycz wypełnił zadanie, jakie przed nim postawiono. Moim zdaniem dźwigał na 98 procent swoich aktualnych możliwości. Przed wyjazdem do USA oceniałem go na 355 kg, tam uzyskał o cztery więcej. Choć może sam rezultat nie jest rewelacyjny, to liczy się tytuł wicemistrza świata" - dodał. Na pytanie, czy tegoroczne mistrzostwa, na których nie startuje kilka ciężarowych potęg zawieszonych za doping (30 września 2017 roku IWF zdyskwalifikowała na rok dziewięć narodowych związków Rosji, Chin, Armenii, Azerbejdżanu, Białorusi, Kazachstanu, Mołdawii, Ukrainy i Turcji), nie będą traktowane jako "drugiej kategorii", były sternik PZPC powiedział, że nie widzi takiego zagrożenia. "Startują ci, którzy mogą. Ci, którzy nie mogą, przez ten rok będą trenowali, szlifowali formę i później wrócą do walki. Trzeba mieć tylko nadzieję, że nauczeni doświadczeniem, będą czyści, nie będą musieli obawiać się kolejnych kontroli".