Olgierd Kwiatkowski, Interia.pl: Zakończył pan karierę kolarza zawodowego 16 lat temu. Ale jak się domyślam, nie odstawił pan roweru? Cezary Zamana, były kolarz zawodowy, zwycięzca Tour de Pologne z 2003 roku, obecnie organizator maratonów MTB: Jeżdżę i sprawia mi to nawet większą przyjemność niż kiedyś. Może dlatego, że przejażdżki są mniej obciążające. Jak często pan jeździ? - Staram się to robić w miarę systematycznie. To najważniejsze, żeby nie jeździć raz na tydzień, na dwa tygodnie. Najlepiej, jeżeli uda się nam wsiąść na rower trzy razy w tygodniu. Mam jednak znajomych, którzy jeżdżą codziennie, czasami w ogóle nie wsiadają do samochodu i wiele spraw załatwiają jeżdżąc do sklepu, urzędu, do pracy na rowerze. Zastanawiam się, czy też tak nie zrobić. Obliczył pan, ile kilometrów przejechał pan na rowerze w swoim życiu? - Kiedy byłem kolarzem zawodowym robiłem średnio 35 tysięcy kilometrów rocznie. Ponieważ od początku kariery robiłem notatki i wszystko mam udokumentowane najpierw w zeszytach, potem w komputerze, wiem, że mogłem przejechać około milion kilometrów. Tylko w peletonie zawodowym zrobiłem jakie 400 tysięcy kilometrów. To są poważne liczby. Nie wiem, czy jest wielu kolarzy z takimi przebiegiem, choć znam cyklistów specjalizujących się w długich dystansach, oni mogą mieć podobne wyniki. Nabijają potężne ilości kilometrów. A dziś, ile pokonuje pan kilometrów rocznie? - Siedem razy mniej, czyli około 5 tysięcy kilometrów. Co panu dała jazda na rowerze? Nie myślę tu o sukcesach sportowych, kolarstwie jako pana zawodzie. - Mam 54 lata. Nic mi nie dolega, nic mnie nie boli mimo tej ogromnej ilości kilometrów, które przejechałem. Nie wszyscy moi rówieśnicy są tak dobrego zdrowia. Czuję się zdrowszy, dotleniony, bardziej optymistycznie podchodzę do życia. Od czasu zakończenia kariery bardzo pan przytył? - Niesamowite, ale porównując wagę obecną tę z czasów, kiedy byłem zawodowym kolarzem, okazuje się, że jest podobna. Może troszeczkę jestem cięższy. Ale to nic szkodzi. Zwykłemu człowiekowi nie jest potrzebne, by miał 3-4 procent tkanki tłuszczowej. Mam za to mniejszą masę mięśniową i waga się wyrównuje Dobre zdrowie, prawidłowa waga - to wszystko zawdzięcza pan niesłabnącej miłości do roweru? - Po zakończeniu kariery spróbowałem triathlonu, pływałem na desce, ale to nie było to, dalej czuję się wkręcony w rower. Na jakich rowerach pan teraz jeździ? - Ostatnio przesiadłem się na rower gravel. To jest taka kolarzówka, którą można wjechać w teren. Zacząłem organizować tego typu imprezy, w których uczestniczą jeżdżą na gravelach po szutrach, duktach, polnych drogach. Ale przyjemność z jazdy na rowerze daje każdy jego rodzaj? - Zależy jak jedziemy. Jeżeli jadę wolno, to typowa kolarzówka męczy mnie. Wolę wtedy wsiąść na składak żony i pojechać na zakupy. Ta wyprostowana sylwetka jest wtedy wygodniejsza i daje więcej przyjemności. Ale jak muszę "depnąć w pedał", wybieram wyścigówkę. Wtedy inaczej układamy się na rowerze i mamy ciekawsze wrażenia z takiej jazdy. Jak rozumiem zawsze jeździ pan w kasku, choć za pana czasów nawet w wyścigach zawodowych jeżdżono bez nich. - To jest bardzo ciekawe jak szybko zostały przyjęte przez rowerzystów kaski, choć przepisy tego nie regulują. Istnieje obowiązek przewożenia dzieci w fotelikach na rowerze, ale nadal nie mam prawa zobowiązującego nas do jazdy w kaskach. Ale widzę, że większość ludzi chroni swoje głowy, czyli nagle okazuje się, że mamy bardzo rozsądne społeczeństwo. Kaski naprawdę nas chronią Na organizowanych przeze mnie maratonach, w których przejechało około 200 tysięcy osób przez te kilkanaście lat, różne rzeczy się zdarzyły, uczestniczy łapali najróżniejsze kontuzje, ale co ciekawe - nie mieliśmy ani jednego urazu głowy, a kaski bywały roztrzaskane. Nie ma co się obrażać na kaski, trzeba je nosić. Kiedyś był problem, bo trudno się je zakładało, dziś są wygodniejsze, lżejsze, no i ładniejsze. Nie ma pan wrażenia, że tak jak kiedyś problemem byli kierowcy, którzy nie tolerowali rowerzystów, dziś problem stwarzają sami rowerzyści, którzy nie zachowują zasad bezpieczeństwa, są nieodpowiedzialni? - Kierowcy stali się bardziej tolerancyjni dla cyklistów i przewidują ich zachowania. Wynika to też z tego, że rowerzyści przenieśli się na ścieżki rowerowe, których powstało ostatnio bardzo dużo i nie przeszkadzają im. Na ścieżkach osoby na rowerach są pełnowartościowymi uczestnikami ruchu. Ale rzeczywiście trzeba uważać. W Warszawie na przykład bardzo niebezpiecznie zrobiło się na Bulwarach Wiślanych - rowerzyści jeżdżą i patrzą w komórki, pojawiają się ludzie na hulajnogach, na deskorolkach, spacerowicze z psami. Omijam takie miejsca. Dziś na ścieżkach dochodzi do wielu kolizji. Niebezpieczeństwo spowodowane jest tym, że pojawiają się na nich osoby, które za dużo nie jeżdżą i nie zdają sobie sprawy z tego jakie mogą być skutki kolizji na rowerze. Po zakończeniu kariery sportowej zaczął pan organizować maratony rowerowe. Skąd pan wpadł na ten pomysł? - Zaczęło się 20 lat temu jeszcze jak byłem kolarzem zawodowym. Ta moda przyszła z USA. Wówczas to były maratony MTB, na rowerach górskich. One były wtedy bardzo popularne, bo ludzie nie chcieli jeździć po szosach, na których było niebezpiecznie i odkryli możliwości dużo przyjemniejszej jazdy w terenie. Skoro było zainteresowanie, a ja się na tym znałem, postanowiłem to wykorzystać. Byłem jednym z pionierów. Moim pomysłem było wprowadzenie trzech różnych dystansów tak żeby każdy mógł wystartować w moich maratonach - hobby dla dzieci, fit dla średniozaawansowanych, maraton dla tych bardziej zaawansowanych. Dużo ludzi bierze udział w tych zawodach? - Ostatnie dwa lata dały się nam we znaki z powodu pandemii. Były kłopoty z organizacją. Ale sytuacja powoli wraca do normy. 3 maja organizujemy maraton w Puławach do którego zapisało się dużo osób. Mamy też na ten sezon w planach ciekawe miejsca w Polsce - na Roztoczu, na Mazurach, w okolicach Warszawy. Widzimy powoli, że zainteresowanie zaczyna wzrastać. Ludzie chcą w ten sposób się sprawdzić, rywalizować. Te imprezy promują lokalne samorządy, bo widzą, ze trzeba Polaków rozruszać, zadbać o ich zdrowie. Ale Polacy jeżdżą częściej i więcej. - Jest to rzeczywiście widoczne. Impulsem dały ścieżki rowerowe w naszych miastach, ale tam jeździ się bardziej spacerowo niż treningowo. Ale taka jazda też ma sens. - Jak najbardziej, poprawia pracę układu krążenia, metabolizm, wprawia w lepszy nastrój. Ale radziłbym, żeby to nie było 10 minut jazdy, ale około godziny. Już po 40 minutach jazdy na rowerze nasz organizm bardzo dobrze reaguje - serce mocniej bije, krew szybciej krąży, pozbywamy się toksyn. Zachęcam do jazdy w każdych okolicznościach, nawet wtedy kiedy nam się nie chce, jesteśmy w dołku, nie mamy ochoty wyjść z domu. Właśnie wtedy trzeba wyjść na rower. Najważniejsza jest decyzja, a potem samo się kręci. Dla naszego zdrowia. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski Cezary Zamana, (rocznik 1964), wielokrotny medalista mistrzostw Polski w kolarstwie szosowym, reprezentant kraju. Jeden z pierwszych polskich kolarzy zawodowych, jeździł w zespołach Kelme i Motoroli, a potem w polskich drużynach Mróz, CCC-Polsat, Intel-Action. Po zakończeniu kariery organizator maratonów MTB (w tym roku pod nazwą Cisowianka Mazovia MTB Marathon).